Logo Stowarzyszenia RETINA AMD POLSKA
BIULETYN  STOWARZYSZENIA
RETINA  AMD  POLSKA Nr 2(14)/2006
FOTO - Okładka wydania papierowegoBiuletynu RETINA Nr 2(14)/2006
Okładka wydania papierowego
Biuletynu RETINA Nr 2(14)/2006

W numerze:

OD REDAKCJI
INFORMACJE ZE STOWARZYSZENIA
Po Walnym Zgromadzeniu - Prezes Małgorzata Pacholec
MEDYCYNA - OKULISTYKA
AMD - zwyrodnienie plamki związane z wiekiem
dr hab. n. med. Marta Misiuk-Hojło
REHABILITACJA
Czy oszczędzać osłabiony wzrok? - Małgorzata Pacholec
PORADNICTWO PSYCHOLOGICZNE
Gdy rodzi się dziecko niewidome - wstyd, poczucie winy?
Maria J. Bielecka - tyflopsycholog

ZDROWE ŻYWIENIE - DIETETYKA
Dieta śródziemnomorska - Ewa Maria Trzaska

Bezcenne witaminy (psk)
MEDYCYNA - BADANIA NAUKOWE
Gen stulatków (psk)

REFLEKSJE - KONTROWERSJE
Dokąd zmierzasz genetyko? - Michael J. Sandel

PRZYJAZNY KOMPUTER
Szybko, szybciej, jeszcze szybciej... - Bartosz Bitowski

NA SKRÓTY
HUMOR I GENY
Deklaracja członkowska Stowarzyszenia Retina AMD Polska


Od Redakcji

Foto - Piotr Stanisław Król         Zapraszam do kolejnego wydania biuletynu RETINA. Ukazuje się on w nowej szacie graficznej, co w dużej mierze wiąże się ze zmianami w Stowarzyszeniu. Aktualnie nosi ono nazwę „Retina AMD Polska". Bliższe informacje w tym temacie przedstawia Prezes Małgorzata Pacholec w relacji z Walnego Zgromadzenia, które odbyło się w dniu 8 kwietnia br. w Warszawie.
        Zwyrodnienie plamki związane z wiekiem (AMD) jest zaliczane w krajach wysokorozwiniętych do chorób cywilizacyjnych. O jej przyczynach, rozpoznaniu, profilaktyce oraz o bardzo prostym teście Amslera, który może każdy wykonać we własnym zakresie, pisze dr hab. n. med. Marta Misiuk-Hojło.
        Po raz pierwszy zawitała na naszych łamach psycholog Maria J. Bielecka, i mam nadzieję, że pozostanie z nami dłużej. Oprócz terapii somatycznej jest przecież - nie mniej ważna - terapia duszy, naszej psychiki. Artykuł „Gdy rodzi się dziecko niewidome...” powinien przeczytać każdy, nie tylko ten, którego dotyczy to osobiście. Lepiej poznawać siebie, to ważne. Ale równie ważne jest lepiej poznawać problemy innych. Łatwiej wtedy nam wszystkim żyć i wzajemnie się rozumieć.
        Jakie znaczenie mają dla naszego zdrowia nawyki żywieniowe, piszemy na łamach RETINY od lat. W tym numerze przybliżamy tajniki diety śródziemnomorskiej, której wcale nie tak daleko do... nadbałtyckiej. Nasze owoce (chociażby np. mało doceniana czarna porzeczka) i warzywa w odpowiednich konfiguracjach kulinarnych mogą sprawić, że spokojnie zaczniemy „udawać Greka". Pozytywnie oczywiście, przede wszystkim dla naszego zdrowia.
        Wyścig zbrojeń mocarstw miał miejsce w XX wieku. Wyścig zbrojeń hormonalnych i genetycznych może odcisnąć swoje piętno w wieku XXI. Kontrowersyjny, znakomity artykuł Michaela J. Sandela „Dokąd zmierzasz genetyko?” zmusza do refleksji. I to niezbyt optymistycznych. Miejmy nadzieję, że wyścig w zakresie genetyki będzie służył przede wszystkim osobom chorym, pokonaniu wielu schorzeń dziedzicznie uwarunkowanych.
        Jest jeszcze sporo innych, ciekawych artykułów, a także i odrobina humoru. Śmiech ma też dobry wpływa na zdrowie, szczególnie w połączeniu np. z dietą śródziemnomorską!

Piotr Stanisław Król
Redaktor naczelny

Powrót

INFORMACJE ZE STOWARZYSZENIA
Małgorzata Pacholec
Koleżanki i Koledzy!

        W dniu 8 kwietnia br. w Centrum Szkoleniowo Konferencyjnym w Warszawie odbyło się Walne Zgromadzenie PSRP. Ze względu na kończącą się czteroletnią kadencję miało ono charakter sprawozdawczo-wyborczy Mimo niewielkiej frekwencji (uczestniczyło w nim około 60 osób, w tym zaledwie 26 uprawnionych do głosowania) Walne Zgromadzenie było prawomocne do podejmowania uchwał.

Przebiegało ono wg następującego porządku:
  1. Sprawozdanie z działalności PSRP w latach 2002-2006.
  2. Uchwalenie zmian do statutu PSRP.
  3. Wybory władz Stowarz.: Zarządu i Komisji Rewizyjnej na trzecią kadencję.
  4. Uchwalenie programu działalności.
  5. Sprawy różne.
W drugiej kadencji, mimo niewielkich środków jakimi dysponowaliśmy, udało nam się: Ponadto przedstawiciele PSRP uczestniczyli:         Po dość długiej, wielowątkowej dyskusji uchwalona została zmiana nazwy naszego stowarzyszenia na: Retina AMD Polska. Zmiana ta wydaje się w obecnych czasach niemal oczywista. Po pierwsze już wiele lat temu funkcjonujące na świecie organizacje chorych na retinitis pigmentosa przekształciły się w stowarzyszenia mające w nazwie łacińskie słowo Retina, oznaczające siatkówkę. Byliśmy zatem jedynym stowarzyszeniem mającym w nazwie retinitis pigmentosa. Po drugie, wśród naszych członków jest wiele osób z innymi schorzeniami siatkówki jak np. zespół Stargardta, Bardeta-Biedla czy też bardzo duża grupa pacjentów z AMD, czyli zwyrodnieniem plamki żółtej związanym z wiekiem.
        Wiele zachodnich stowarzyszeń, dla łatwiejszego szukania sponsorów, zmieniło swe nazwy, aby w przejrzysty sposób pokazać potencjalnym donatorom na czyją rzecz pracują. Kierując się tymi wszystkimi argumentami, choć nie bez wahania, zgodzono się na nową nazwę. Walne Zgromadzenie dokonało także wyboru władz stowarzyszenia na trzecią kadencję.

Skład Zarządu przedstawia się następująco: W skład Komisji Rewizyjnej weszli: Przeprowadzona została szeroka dyskusja o przyszłości organizacji pod nową nazwą.

Uchwalony został ramowy program działalności z następującymi priorytetami:
  1. Kontynuowanie wydawania biuletynu RETINA.
  2. Organizowanie spotkań członków w różnych miastach Polski z udziałem pacjentów i lekarzy.
  3. Udział członków w prestiżowych sympozjach retinologicznych i AMD oraz w sympozjach dotyczących innych schorzeń oka.
  4. Uruchomienie telefonicznego dyżuru dla chorych.
  5. Rozwój strony internetowej (aktualny adres: www.RetinaAMD.org.pl)
  6. Podejmowanie działań w celu zwiększenia umiejętności pracy z komputerem osób ze schorzeniami siatkówki.
        Po wyczerpaniu zatwierdzonego porządku obrad rozpoczęła się część seminaryjna. Już późnym wieczorem 8 kwietnia mieliśmy wspaniałe spotkanie z doświadczonym w pracy z ludźmi tracącymi wzrok psychologiem panią Marią Bielecką. Dzięki niej wielu z nas odważyło się podzielić najskrytszymi myślami. Wszyscy poczuliśmy, że jesteśmy członkami grupy wzajemnie się wspierającej.
        Następnego dnia odbyło się niezwykle ciekawe seminarium z udziałem lekarzy okulistów: dr Małgorzaty Zaraś i Anny Boruckiej. Padało wiele pytań, na które cierpliwie, wyczerpująco i przystępnie obie panie udzielały wyjaśnień. Seminarium towarzyszyła wystawa pomocy optycznych prezentowana przez pana Jacka Sidora - wiernego od wielu już lat przyjaciela naszego Stowarzyszenia.
        Wszystkie podjęte w czasie Walnego Zgromadzenia zmiany zgłoszone zostały do Krajowego Rejestru Sądowego i pod koniec lipca otrzymaliśmy nowy wpis. Obecnie trwają prace będące konsekwencją zmiany nazwy Stowarzyszenia w tym także dotyczące naszej strony internetowej: www.RetinaAMD.org.pl.
        We wrześniu 2006 roku rozpoczynamy dużą kampanię informacyjną na temat schorzeń siatkówki. Wspólnie z prof. Jerzym Szaflikiem - krajowym konsultantem ds. okulistyki oraz PZN organizujemy w dniu 19 września konferencję prasową, a w ostatnim tygodniu września spotkania dla pacjentów i ich bliskich. Kulminacją Tygodnia Retina AMD w Polsce (bo pod taką wspólną nazwą będą odbywały się wszystkie imprezy) będzie swoistego rodzaju piknik edukacyjny. Piknik ten planujemy zorganizować na Placu Zamkowym w Warszawie, w sobotę 30 września. Wszyscy zainteresowani będą mogli sprawdzić swój wzrok, skonsultować się z lekarzami i specjalistami rehabilitacji, jak też zapoznać w pomocami ułatwiającymi funkcjonowanie ludziom tracącym wzrok.
        Mamy nadzieję, że to, co planujemy będzie początkiem lepszej, szerszej i intensywniejszej działalności naszego Stowarzyszenia.
        Tego sobie i Wam Kochani życzę
Małgorzata Pacholec
Prezes Retina AMD Polska

Powrót

MEDYCYNA - OKULISTYKA
AMD - zwyrodnienie plamki związane z wiekiem
dr hab. n. med. Marta Misiuk-Hojło

        Jedną z chorób cywilizacyjnych, prowadzących do utraty widzenia centralnego, a w konsekwencji do praktycznej ślepoty u osób po 50 roku życia, jest zwyrodnienie plamki, czyli obszaru siatkówki oka odpowiedzialnego za precyzyjne widzenie.
        Zmiany degeneracyjne w obrębie plamki są wynikiem postępującego procesu starzenia się i w związku z tym choroba określana jest jako zwyrodnienie plamki związane z wiekiem - w skrócie AMD (z ang. Age-related Macular Degeneration).
        Choroba ta powoduje zaburzenia lub utratę widzenia centralnego, co uniemożliwia wykonywanie podstawowych czynności, np. krojenie chleba, czytanie, pisanie czy też prowadzenie samochodu.
        AMD jest chorobą społeczną, która dotyka ok. 25 milionów ludzi na świecie, tzn. od 2% do 10% osób po 50. roku życia, osiągając poziom ponad 13% po 85. r.ż. Niestety, przewiduje się, że w ciągu najbliższych 25 lat liczba ta ulegnie potrojeniu, co jest wynikiem procesu starzenia się społeczeństw. W zaawansowanych stadiach AMD prowadzi do nieodwracalnego, ciężkiego upośledzenia widzenia, a nawet praktycznej ślepoty. Czas rozwoju choroby może się wahać od kilku tygodni do nawet kilku lat. W krajach rozwiniętych AMD jest najczęstszą przyczyną praktycznej ślepoty u osób po 50. roku życia.

FOTO - Obraz widziany przez zdrowe oko
Obraz widziany przez zdrowe oko
FOTO - Obraz widziany przez chore oko
Obraz widziany przez chore oko

NAJWAŻNIEJSZA JEST PROFILAKTYKA I WCZESNE ROZPOZNANIE

        Ponieważ nie istnieje przyczynowe leczenie AMD, wiele zależy od profilaktyki i wczesnego rozpoznania zmian. O ile to możliwe, pacjenci powinni wyeliminować czynniki ryzyka: nie palić tytoniu, nosić okulary przeciwsłoneczne z filtrem UV, przebywać często na świeżym powietrzu i zdrowo się odżywiać, spożywając dużo owoców i warzyw. Korzystne może być także uzupełnianie diety preparatami zawierającymi przeciwutleniacze i inne substancje wpływające na prawidłowe funkcjonowanie oka.
        Pacjenci powinni regularnie odwiedzać lekarza, zwłaszcza po 50. roku życia Dobrą okazją jest na przykład konieczność doboru nowych okularów. Trzeba pamiętać, że nawet nieznaczny spadek ostrości wzroku może wskazywać na rozpoczynające się zwyrodnienie plamki. Należy przypominać pacjentom, że możliwe jest samodzielne kontrolowanie widzenia za pomocą tzw. siatki Amslera, czyli kartki papieru z narysowanymi kratkami. Patrząc na siatkę, można zauważyć wszelkie zmiany i zniekształcenia jej linii.

POSTACIE AMD

Wyróżnia się dwa typy schorzenia:         Postać sucha zwyrodnienia plamki tylko w niektórych przypadkach powoduje znaczną utratę widzenia, ale niestety u ok. 15% chorych może się przekształcić w wysiękowe, czyli neowaskularne AMD. Jest to postać rzadsza, lecz groźniejsza - w 90% przypadków powoduje utratę wzroku. W przeciwieństwie do postaci suchej, w której ma miejsce stopniowa utrata wzroku, w postaci wysiękowej utrata widzenia może nastąpić w ciągu kilku tygodni. Co roku na świecie przybywa ok. 500.000 nowych chorych. Szacuje się, że w Polsce liczba nowych przypadków neowaskularnego AMD wynosi ponad 20.000 rocznie.

AMD - CHOROBA CYWILIZACYJNA STARZEJĄCYCH SIĘ SPOŁECZEŃSTW

        AMD częściej rozwija się u kobiet niż u mężczyzn, a także u ludzi rasy białej, zwłaszcza o niebieskich oczach. Problem zwiększonej zachorowalności na AMD dotyczy wysoko rozwiniętych, starzejących się społeczeństw. Postępowi choroby sprzyjają nie tylko podeszły wiek, ale także uwarunkowania genetyczne i choroby naczyń (miażdżyca i nadciśnienie) oraz czynniki przyspieszające starzenie się organizmu, takie jak palenie tytoniu, promieniowanie UV, nieprawidłowa dieta, zanieczyszczenie środowiska.
        W grupie zwiększonego ryzyka rozwoju wysiękowego (neowaskularnego) AMD są osoby, które straciły już widzenie w jednym oku z powodu wysiękowego AMD oraz chorzy z rozpoznaniem postaci suchej AMD.
        Wczesne stadium AMD u większości osób nie wpływa na jakość widzenia. W niektórych przypadkach - u co dziesiątej osoby po 50. roku życia - choroba przechodzi w tzw. późniejsze stadium AMD, które charakteryzuje się już znacznym pogorszeniem ostrości widzenia. Zazwyczaj zmiany degeneracyjne dotyczą początkowo jednego oka.
        Początkowe stadium choroby, w którym zmiany zwyrodnieniowe występują tylko w jednym oku, może zostać niezauważone, ponieważ oko zdrowe przejmuje funkcje chorego. Niestety, w wielu przypadkach AMD obejmuje także drugie oko. Pacjenci, u których rozpoznano AMD, powinni być pod stałą opieką okulisty, ponieważ u ok. 40% z nich zmiany zwyrodnieniowe pojawiają się w drugim oku w ciągu 5 lat od rozpoznania choroby. Podstawowy objaw AMD - zaburzenie ostrości widzenia - to efekt uszkodzenia światłoczułych komórek siatkówki, co jest spowodowane nieprawidłowym rozrostem naczyń krwionośnych naczyniówki w obszarze plamki.

OBJAWY, KTÓRE POWINNY NIEPOKOIĆ PACJENTÓW

        Czas rozwoju wysiękowego (neowaskularnego) zwyrodnienia plamki związanego z wiekiem waha się od kilku tygodni do kilku lat, ale zauważalne pogorszenie jakości widzenia centralnego następuje zwykle już w pierwszym okresie rozwoju schorzenia. Normalne, czyli bez żadnych zakłóceń, jest jedynie widzenie obwodowe, tzn. postrzeganie obrzeży obrazu. Osoba chora ma natomiast problemy z widzeniem elementów obrazu znajdujących się w środku pola widzenia, czyli z tzw. widzeniem centralnym. Zniekształcenie widzenia wiąże się z rozmyciem i tzw. pofałdowaniem linii lub krawędzi obserwowanych przedmiotów.
        Pierwsze niepokojące objawy to problemy z wykonywaniem szczegółowych prac, np. szyciem czy czytaniem. Ponadto twarze obserwowanych osób wydają się rozmyte i coraz trudniejsze staje się rozróżnianie kolorów. W zaawansowanym AMD zaburzeniom ostrości widzenia centralnego towarzyszą puste miejsca lub czarne plamy pokrywające rejestrowany obraz. Najprostszą metodą wykrywania opisanych zmian jest test Amslera (uwaga - patrz ilustracje powyżej).

DIAGNOSTYKA WYSIĘKOWEGO AMD

        Stosowanie testu Amslera jest łatwym i skutecznym sposobem diagnozowania zaburzeń widzenia. Wczesne wykrycie zmian degeneracyjnych związanych ze zwyrodnieniem plamki - AMD - stwarza większe możliwości leczenia i zapobiegania dalszemu rozwojowi choroby, a w konsekwencji ślepocie.
        Test Amslera powinien być stosowany przez pacjentów w domu, co pozwala zwłaszcza osobom po 50. roku życia regularnie kontrolować wzrok i szybko zgłosić się do okulisty w przypadku zauważenia jakichkolwiek niepokojących zmian. Dotyczy to przede wszystkim osób, u których linie proste na siatce Amslera postrzegane są jako pofałdowane, występują zaburzenia kształtu obrazu lub czarne plamy oraz wrażenie oślepiających błysków światła.

FOTO - Siatka Amslera - obraz widziany przez zdrowe oko
Siatka Amslera - obraz widziany przez zdrowe oko
FOTO - Siatka Amslera widziana przez osobę z neowaskularnym AMD
Siatka Amslera widziana przez osobę z neowaskularnym AMD

UWAGA - PACJENCI, KTÓRZY JAKIKOLWIEK FRAGMENT SIATKI AMSLERA WIDZĄ W ZNIEKSZTAŁCONEJ, ZAMAZANEJ POSTACI, POWINNI NATYCHMIAST ZGŁOSIĆ SIĘ DO OKULISTY W CELU PRZEPROWADZENIA SZCZEGÓŁOWYCH BADAŃ DIAGNOSTYCZNYCH.

Powrót

REHABILITACJA
Czy oszczędzać osłabiony wzrok?
Małgorzata Pacholec

        Z doświadczenia wiem, że osoby słabowidzące, które mają poważne problemy z czytaniem zwykłego druku, mało korzystają z pomocy optycznych. Wysiłek jaki trzeba włożyć w czytanie jest często niewspółmierny do osiąganych efektów.
FOTO - Osoby słabowidzące mogą i powinny korzystać z komputerów         Jeżeli osoby te widziały kiedyś lepiej i czytały płynnie, to strata choć części widzenia powoduje frustrację. Przesylabizowanie jakiegoś napisu czy wydukanie kilku słów sprawia im trudności i nie daje zadowolenia. Czytają więc coraz rzadziej i w miarę upływu czasu nietrenowane, niebodźcowane oczy niejako odzwyczajają się od wyuczonej czynności. Wiele osób słabowidzących traci wzrok stopniowo na skutek schorzeń postępujących. Jest to niezwykle podstępny proces, bo nie od razu uświadamiamy sobie utratę wzroku. Stopniowa utrata widzenia ułatwia natomiast powolne przyzwyczajanie się do nowej sytuacji. Nie wiadomo kiedy zaczynamy wykonywać większość codziennych czynności automatycznie bez śledzenia wzrokiem. Stajemy się w ten sposób osobami praktycznie niewidomymi, chociaż stan wzroku kwalifikuje nas jeszcze do słabowidzących.
        Pamiętam swoje zdumienie, gdy odkryłam, że od dawna używany przeze mnie czajniczek do herbaty jest zielony, a ja byłam przekonana, że brązowy. Uprzytomniłam wtedy sobie, że tak naprawdę nigdy na niego nie patrzyłam. Nie oglądałam go w odpowiednim świetle.
        Badania amerykańskie prowadzone w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku dowiodły, że używanie uszkodzonego różnymi chorobami wzroku nie szkodzi. Mało tego, systematyczne trenowanie widzenia przy zastosowaniu pomocy optycznych i nieoptycznych może w dużej mierze poprawić sprawność narządu wzroku. Wiadomo, że w przypadku schorzeń siatkówki, niepracujące i niebodźcowane światłem fotoreceptory obumierają szybciej.
        Tak więc warto podjąć wysiłek, warto ćwiczyć widzenie szczególnie wtedy, gdy lekarze rozkładają ręce nie mogąc zastosować skutecznego leczenia. Warto spróbować zatem samemu opóźniać proces funkcjonalnego ślepnięcia, dostarczając swym oczom wielu wrażeń wizualnych. Pamiętajmy, że nie powinniśmy „oszczędzać” słabnącego wzroku. Jego wykorzystywanie jest wskazane od strony medycznej i pożyteczne. Na wszelki wypadek jednak, warto nasze wysiłki skonsultować z lekarzem okulistą. Można też skorzystać, jeżeli jest to tylko możliwe, z pomocy instruktora widzenia.

Powrót

PORADNICTWO PSYCHOLOGICZNE
Gdy rodzi się dziecko niewidome - wstyd, poczucie winy?
Maria J. Bielecka - tyflopsycholog

        Narodzinom dziecka zawsze towarzyszą emocje. Radość, gdy rodzi się chciane i oczekiwane. Niepokój, panika, złość, gdy ciąża zdarzyła się nie w porę. Zazwyczaj jednak, nawet kiedy nie planowany maluch przychodzi na świat, budzi miłość swoich rodziców. Zaczyna rozpierać ich duma, a pierwotne rozterki odchodzą w niepamięć.
FOTO - Wyspiański, Macierzyństwo         Inaczej wszystko wygląda, gdy rodzi się dziecko niewidome. W powszechnej opinii jest to obciążenie szczególne. Dźwigać je będzie przede wszystkim dziecko, ale zanim ono samo zdobędzie świadomość własnego istnienia, głęboko ten fakt przeżywają rodzice. Po diagnozie medycznej opanowuje ich żal, smutek, złość, rozpacz, niedowierzanie, poczucie krzywdy - a jednocześnie winy i wstydu.
        Skąd się bierze poczucie winy? Otóż nikt w niczym nie jest na tyle doskonały, żeby mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że nie popełnił żadnego błędu. Matki niepełnosprawnych dzieci wyrzucają sobie różne rzeczy - to, co zrobiły, albo to, czego nie zrobiły będąc w ciąży:
        "Gdybym zadbała o właściwe odżywianie, uważała na siebie i nie urodziła wcześniaka, dziecko byłoby zdrowe...";
        "Gdybym rodziła pod opieką lepszego lekarza, albo głośniej wzywała pomocy...".
        I tak dalej. A przecież rodzi się wiele zdrowych dzieci, mimo zagrożonej ciąży i komplikacji przy porodzie. Tak już się dzieje na tym świecie, że człowiek, choćby ogromnie się starał, nie jest zdolny wszystkiego przewidzieć, nie potrafi uniknąć kłopotów.
        Cóż, choroba nie wybiera. Ale kiedy wybiera nasze dziecko pojawia się rozpaczliwe pytanie - dlaczego właśnie ono? Matka czuje się winna wobec córki lub syna, a także wobec swojego partnera:
        "Jak mogłam obdarzyć go takim dzieckiem, nie sprawdziłam się ani w roli matki ani żony."
        Niestety to dopiero początek dramatu. Są jeszcze dziadkowie i dalsza rodzina, którzy również szukają przyczyny. Najłatwiej obwiniać matkę, bo to w jej łonie poczęło się dziecko To ona miała nad nim czuwać i zdrowo urodzić. A „zwykli” ludzie wierzą, że choroba dziecka to kara za grzeszne życie jego rodziców.
        Czy naprawdę trzeba szukać winnych? Czy matka powinna się zadręczać? Może słuszna byłaby zamiana pytania o „winę” na pytanie o „przyczynę"? Bo tak naprawdę nie ma żadnej winy w urodzeniu kalekiego dziecka. Ale matka - zwłaszcza ona - musi znaleźć w sobie niezwykłą siłę i hart ducha, żeby uwierzyć w swoją niewinność. Nie na pokaz, dla ludzi, ale w najgłębszych pokładach swojej świadomości. Poczucie winy bowiem zakłóca relacje pomiędzy nią a dzieckiem, uniemożliwia zdrowe reakcje wychowawcze.
        O ile poczucie winy wynika z niespełnienia pewnych oczekiwań, to wstyd uderza w głębokie pokłady naszego „ja". Wstydzimy się tego, jacy jesteśmy, jak nas odbierają i oceniają inni. Wstyd jest bardzo intymnym przeżyciem i najchętniej ukrylibyśmy wszystko, co nas krępuje. Wstydzimy się nie tylko za siebie, ale także za osoby, z którymi jesteśmy emocjonalnie związani. Nasze dziecko miało być od nas rodziców lepsze, mądrzejsze, ładniejsze, bardziej utalentowane. Miało podnieść nasze poczucie wartości, a tymczasem ugodziło w nie dotkliwie rodząc się z defektem.
        Wstyd się nasila, kiedy musimy stawić czoła nieprzyjaznemu środowisku. Albo kiedy wyobrażamy sobie, że jest ono niechętnie nastawione do naszego chorego dziecka. Często się zdarza, że rodzice z góry zakładają taka sytuację i, na wszelki wypadek, sami izolują się od najbliższego otoczenia.
        Warto zdawać sobie sprawę, że tzw. zdrowi członkowie społeczeństwa też się wstydzą, ponieważ nie wiedzą, jak reagować na inaczej funkcjonujące dziecko. W ten oto sposób pogłębia się obustronna izolacja. Rodzice koncentrują się na własnym poczuciu winy i wstydu, trwonią energię na negatywne uczucia, na unikanie kontaktów towarzyskich. Ich myśli krążą wokół pytań:         Taka wewnętrzna walka wyczerpuje siły. Do pewnego momentu jest oczywiście zrozumiałą reakcją na narodziny chorego dziecka, ważne jednak, aby taki stan nie trwał zbyt długo. Dopiero bowiem, kiedy matka pogodzi się z myślą, że jej dziecko nie widzi, nie będzie odczuwać złości i bólu, kiedy spotka ją nietaktowny komentarz.
        Pamiętam, jak kiedyś jechałam autobusem z Arkiem. Chłopiec nieustannie dotykał poręczy, klepał szyby. Jego mama, tak po prostu, odpowiedziała pewnej ciekawej i zdziwionej kobiecie:
        "To jest dziecko niepełnosprawne, ono musi w ten sposób poznawać otoczenie.”
        Żeby dojść do tak wyważonych zachowań musiała się uporać z negatywnymi uczuciami, które towarzyszyły jej przez wiele miesięcy, a nawet lat, po urodzeniu syna.
        Jak sobie radzić z takimi uczuciami? Bardzo silna bywa pokusa zamknięcia się z nieszczęściem w czterech ścianach własnego domu. Nikt chyba jednak nie wynalazł lepszego sposobu na kłopoty niż skorzystanie z pomocy drugiego człowieka (niekoniecznie członka rodziny). Wesprzeć może nas lekarz, psycholog, rehabilitant, logopeda lub ktokolwiek inny - byle był to człowiek z „sercem".
        Z moich doświadczeń wynika, że najskuteczniejsza bywa pomoc osoby, która ma podobny problem, a więc matki innego chorego dziecka. Ideałem wydają się grupy matek, które dzielą się swoimi doświadczeniami i przeżyciami, zyskując w ten sposób ogromną siłę, wiarę oraz nadzieję w to, że przetrwają, i że będą sobie coraz lepiej radziły. Nie tylko z poczuciem winy i wstydu. Ta nowa siła sprawia, że zaczynają patrzeć na swoje dzieci z większym dystansem, ciepłem oraz spokojem. A tego właśnie potrzebuje każde dziecko: zdrowe, a niepełnosprawne tym bardziej.

źródło: „Nasze Dzieci"

Mgr Maria J. Bielecka zaprasza osoby zainteresowane poradnictwem psychologicznym na stronę internetową: www.pzn-mazowsze.org.pl/psycholog

Powrót

ZDROWE ŻYWIENIE - DIETETYKA
Dieta śródziemnomorska
Ewa Maria Trzaska

Wzmacnia system odpornościowy. Pozwala zachować kondycję fizyczną i doskonałe samopoczucie. Hamuje rozwój miażdżycy, chroni przed zawałem serca i wieloma nowotworami. Jej zalety trudno przecenić.

        Dieta obfitująca w owoce, warzywa i niskotłuszczowe produkty mleczne, z małą ilością kwasów tłuszczowych nasyconych (czyli pochodzenia zwierzęcego) obniża ciśnienie tętnicze krwi. Z tego powodu zalecana jest zarówno w profilaktyce, jak i w leczeniu nadciśnienia.
        Obecne w warzywach, oliwie i owocach witaminy E i C, beta-karoten oraz flawonoidy i błonnik hamują rozwój nowotworów przewodu pokarmowego i układu oddechowego, ponieważ chronią organizm przed szkodliwym działaniem wolnych rodników.
FOTO - Dieta śródziemnomorska - dieta dobrego zdrowia i długiego życia         Stosowanie diety śródziemnomorskiej powoduje, że w naszym organizmie hamowane są groźne dla zdrowia procesy zapalne, w dużej mierze odpowiedzialne za powstawanie komórek rakowych.
        Badania amerykańskich epidemiologów (przeprowadzone prawie 40 lat temu tzw. badania siedmiu krajów) dowiodły, że mężczyźni mieszkający w Grecji umierają z powodu choroby niedokrwiennej serca aż o 90 proc. rzadziej niż Amerykanie! Potwierdziły to m.in. wyniki brytyjskich badań medycznych (publikowane przez „British Medical Journal”) i francuskich statystycznych, na szeroką skalę zorganizowanych w Lyonie.
        W porównaniu z kontrolną grupą ludzi stosujących typową dietę europejską, wśród osób odżywiających się zgodnie z regułami diety śródziemnomorskiej śmiertelność z powodu chorób serca spadła o ponad 70 proc. (a samego zawału o 76 proc.). Co więcej, zdaniem lekarzy i dietetyków, wystarczy zacząć stosować dietę śródziemnomorską po 60. roku życia, aby przedłużyć je co najmniej o rok! Oczywiście, im wcześniej zaczniemy, tym efekty będą lepsze. Wśród mieszkańców Krety stulatkowie nie należą do rzadkości. Masz więcej niż 25 lat i jadasz tradycyjnie „po polsku”, a od czasu do czasu nie odmawiasz sobie hamburgera czy frytek? Jeśli tak, pewnie w twoich naczyniach krwionośnych sieje już spustoszenie miażdżyca.
        U przeciętnego Polaka cholesterol zaczyna się odkładać w tętnicach sporo przed trzydziestką. Tymczasem Grecy mieszkający na Krecie miażdżycy prawie nie miewają! Zawdzięczają to swojemu menu, niezmiennemu od tysięcy lat, bogatemu w naturalne, zdrowe produkty. Potrafią je tak przyprawić i przyrządzić, że są nie tylko wyśmienite dla podniebienia, ale i doskonałe dla zdrowia.
        Czy możliwe jest przeniesienie tych kulinarnych recept na północ Europy i stosowanie ich na co dzień, a nie tylko przy okazji wizyt w greckiej czy włoskiej tawernie? Oczywiście, że tak. Jadłospis podobny do tego, jaki mają Grecy z Krety, ale wykorzystujący nasze rodzime produkty, da się komponować bez większego kłopotu. Dieta śródziemnomorska ma bowiem jeszcze jedną zaletę - jest doskonałym wzorcem, który można i trzeba modyfikować, jednocześnie dochowując mu wierności.
        W niektórych regionach świata ludzie żyją długo i cieszą się dobrym zdrowiem do późnej starości, natomiast w innych chorują na serce, cukrzycę oraz nowotwory, borykają się z chorobami naczyń krwionośnych. Z dobrej kondycji fizycznej i psychicznej zasłynęli szczególnie mieszkańcy Sycylii oraz Krety i innych greckich wysp - a więc tych wszystkich miejsc, gdzie na stoły od wieków podawane są tradycyjne potrawy. Potwierdziły to badania archeologiczne prowadzone na Cyprze - tak rzeczywiście żywili się mieszkańcy tych ziem tysiące lat przed Chrystusem.
        Naukowcy, szukając ich sposobu na zdrowie i długowieczność, stwierdzili bez żadnych wątpliwości, że jest nim... styl odżywiania się i powszechnie stosowana dieta. Nazwali ją śródziemnomorską, choć właściwie nie ma jednej śródziemnomorskiej kuchni. Każdy bowiem z narodów zamieszkujących wybrzeże Morza Śródziemnego stworzył swoją własną, specyficzną. Włoskiego makaronu w Grecji się nie jada. Z kolei hiszpańskie gazpacho czy grecka moussaka są obce Włochom. Jednak istnieje coś, co łączy wszystkie te kuchnie - to owoce i warzywa. Są najważniejsze. Przyrządzane na wszelkie sposoby. Gotowane, pieczone, surowe. I w dużych ilościach. Wszechobecne są też ryby i owoce morza oraz rośliny strączkowe: soja, soczewica, groch. Mięso je się głównie drobiowe i jagnięce, a więc białe. Wszystko solidnie przyprawia się ziołami i czosnkiem, podlewa suto oliwą z oliwek, która z powodzeniem zastępuje tłuszcze zwierzęce (w tym masło). Wino - czerwone - pija się często, lecz z umiarem.
        Produkty stosowane powszechnie w kuchni śródziemnomorskiej są bogate w błonnik, witaminę C, mikro- i makroelementy oraz w cenne wielonienasycone kwasy tłuszczowe. Ci, którzy taką dietę stosują na co dzień, dostarczają organizmowi pod dostatkiem witamin i składników mineralnych, mają także bardzo dużo składnika deficytowego w naszej diecie, czyli błonnika pokarmowego.
        Podstawowym źródłem energii są produkty zbożowe (dostarczają węglowodanów złożonych pochodzenia roślinnego), tłuszcze roślinne oraz rośliny strączkowe. Natomiast wystarczające ilości białka zwierzęcego znajdują się zarówno w rybach, jak i daniach przygotowywanych z mleka, głównie fermentowanego (np. jogurtu).
        Czyż te same produkty nie goszczą również na naszych stołach? Owszem, jadamy sporo owoców (zwłaszcza w sezonie) i coraz więcej warzyw, z upodobaniem grillujemy, przyrządzając mięsa na sposób śródziemnomorski, czyli bez dodatku tłuszczu. Nawet ostatnio przekonujemy się do sałatek i surówek przyprawionych oliwą.
        Okazuje się jednak, że Grecy czy Hiszpanie doskonale potrafią wykorzystać dobrodziejstwa stołu, a my - niezupełnie. Weźmy choćby nasze ziemniaki. Na południu Europy także jada się ich sporo, tyle że zazwyczaj z wody albo z pieca, bez tłuszczu. My natomiast obficie krasimy je tłuszczem zwierzęcym. A taki tłuszcz nie tylko sam w sobie jest szkodliwy, lecz także blokuje dobroczynne działanie witaminy C znajdującej się w ziemniaczanych bulwach.
        Choć żyjemy w chłodniejszym klimacie niż Włosi czy Grecy, dietetycy uważają, że wystarczający dla nas ładunek energii znajdziemy w tzw. czystych węglowodanach, a więc ziemniakach (byle bez dodatku tłuszczów zwierzęcych), kaszach zbożowych (gryczanej, jęczmiennej, owsianej), chlebie z grubego przemiału. Te typowo polskie produkty dostarczają również doskonałego białka roślinnego, dużo błonnika i cennych witamin z grupy B. Do tego dodać można makaron, zwłaszcza ten z wysokobiałkowej pszenicy durum (bez problemu jest on dostępny w polskich sklepach). Bezcenny wapń natomiast możemy czerpać z pół- tłustych serów i jogurtu.
        Oliwę z oliwek, tzw. extra virgin, czyli z pierwszego tłoczenia, która jest u nas droga, można z powodzeniem zastąpić olejem z naszego rzepaku bezerukowego, tłoczonego na zimno, kiedyś pogardzanego, dziś nazywanego Oliwą Północy, który jej w niczym nie ustępuje.
        Z całą pewnością warto zrobić na stole dużo więcej miejsca dla ryb. Ryby pełnomorskie, także popularne u nas śledzie czy dorsze, mają mnóstwo cennych kwasów tłuszczowych omega-3. Ci z nas, którzy nie lubią niczego, co pochodzi z morza, powinni zastąpić schabowego lub befsztyk np. stekiem drobiowym.
        To prawda, że nie wszystkie składniki diety śródziemnomorskiej można przenieść wprost na nasze stoły, ale przecież nie wszystkie trzeba przenosić. Polskie owoce i warzywa są równie smaczne i wartościowe. Jeśli ktoś chce, może też zastąpić czerwone wino. Pomaga ono w obniżaniu poziomu cholesterolu, ponieważ zawiera bioflawonoidy. Ale polskie czarne porzeczki mają ich prawie dwukrotnie więcej!
        Często słyszy się opinię, że dieta śródziemnomorska ze względu na dużą zawartość węglowodanów (np. makaronu) jest tucząca. To nieprawda. Makaron z warzywami, chudą rybą czy drobiem, z pewnością nie tuczy. Niebezpieczny staje się dopiero w towarzystwie tłustego sosu.
        Jak się okazuje, mieszkańcy krajów śródziemnomorskich nie unikają tłuszczu. Ale jeden drugiemu nierówny. Tam ponad 3/4 tzw. tłustych kalorii (czyli tych dostarczanych przez lipidy) pochodzi z oliwy, zawierającej kwasy tłuszczowe omega-6.
        Warto też podkreślić, że kucharze z południa Europy nie zagęszczają zup i sosów śmietaną ani mąką, a potrawy gotują w wodzie albo na parze, pieką w folii, na ruszcie i na grillu.
        Serwują dużo warzyw gotowanych albo - co jest jeszcze korzystniejsze dla zdrowia - surowych, w najróżniejszych kompozycjach sałatkowych. Zresztą sałatki są często nie tylko dodatkiem, ale też samodzielnym daniem.
        W upalne dni, typowe dla klimatu śródziemnomorskiego, obiad kończy się porcją świeżych owoców. Dojrzałe, jedzone na surowo razem ze skórką, to najbardziej wartościowy deser. Bez porównania lepszy niż kawa ze śmietanką i ciastkiem.
        Uwaga! Żaden z produktów diety śródziemnomorskiej z osobna nie wywiera wielkiego wpływu na zdrowie. Dobroczynne jest dopiero ich połączenie, gdy poszczególne składniki mogą wchodzić we wzajemne interakcje.
        Oliwa z oliwek - obniża ciśnienie tętnicze, ma właściwości przeciwzakrzepowe. Zawarte w niej jednonienasycone kwasy tłuszczowe działają przeciwmiażdżycowo. Oliwa dostarcza też witaminy E - antyoksydantu, który neutralizuje wolne rodniki.
        Ryby - to źródło dobrze przyswajalnego białka. W rybim mięsie jest też wiele wapnia i fosforu, potrzebnych, by utrzymać kości w dobrym stanie, oraz cenny dla tarczycy jod. I wreszcie są w nim najcenniejsze, unikalne, wielonienasycone kwasy tłuszczowe omega-3, które chronią przed miażdżycą i chorobą wieńcową, obniżają ciśnienie oraz zmniejszają krzepliwość krwi. Jeden z tych kwasów (dokozaheksaenowy) jest też bardzo ważny dla sprawnego funkcjonowania układu nerwowego.
        Owoce morza - ostrygi, kraby, małże, krewetki - są bogatym źródłem cynku niezbędnego do prawidłowej pracy systemu nerwowego, a także potasu, fosforu i magnezu.
        Warzywa i owoce - regulują przemianę materii, dostarczają soli mineralnych, witamin, flawonoidów, karotenoidów i polifenoli, które zwalczają wolne rodniki, a więc zapobiegają chorobom układu sercowo-naczyniowego. Działają też przeciwnowotworowo i spowalniają proces starzenia.
        Rośliny strączkowe - mają wiele błonnika, który jest trawiony dopiero w jelicie grubym. Wtedy powstają związki hamujące przemianę niektórych składników żółci w substancje o działaniu rakotwórczym.
        Przyprawy - czosnek i cebula mają właściwości przeciwbakteryjne i obniżają ciśnienie. Wiele z przypraw ziołowych (np. bazylia, oregano, rozmaryn, tymianek, szałwia, kminek) to silne przeciwutleniacze.
        Czerwone wino - zawiera polifenole, które chronią tętnice przed miażdżycą, oraz saponiny obniżające poziom cholesterolu. Znajdują się one w skórce winogron, dlatego największa ich ilość występuje w czerwonym winie. Wino działa też przeciwzakrzepowo.
        Makaron - najlepszy jest ten z pszenicy durum albo z mąki z tzw. pełnego przemiału. Zawiera błonnik, który m.in. obniża poziom cholesterolu i chroni przed nowotworem jelita grubego.

źródło: miesięcznik „Zdrowie"

Powrót

ZDROWE ŻYWIENIE - DIETETYKA
Bezcenne witaminy

        Potrzebujemy ich o wiele mniej niż białka, tłuszczów i węglowodanów, bez nich jednak nie możemy żyć. Biorą bowiem udział we wszystkich ważnych procesach życiowych, zapewniają aktywność i dobre samopoczucie. Jeśli nie dostarczymy organizmowi witamin w odpowiednich ilościach i w odpowiednim czasie, szybko dają o sobie znać różne objawy ich niedoborów, które mogą stać się przyczyną wielu dolegliwości i chorób.
        Nasz organizm nie potrafi samodzielnie wytwarzać większości witamin. Musimy mu je dostarczać z pożywieniem. Źródłem witamin są głównie owoce, warzywa, mięso i ryby, a także otrzymywane syntetycznie, choć pochodzące z naturalnych surowców, preparaty witaminowe.
        Potrzebne nam witaminy dzielą się na rozpuszczalne w wodzie (witaminy z grupy B i witamina C) i rozpuszczalne w tłuszczach (A, D, E i K). Te pierwsze nie są magazynowane w organizmie i dlatego muszą być mu codziennie dostarczane. Witaminy rozpuszczalne w tłuszczach mogą być przechowywane w organizmie w większych ilościach (nie są wydalane wraz z moczem). Wchłaniane przez jelita, a następnie transportowane przez układ limfatyczny do wszystkich komórek i tkanek, pełnią ważną rolę w regeneracji błony komórkowej. Jednak ich nadmiar może być niekorzystny dla zdrowia.
        To, ile i jakich witamin potrzebujemy, zależy od naszego trybu życia, przyzwyczajeń żywieniowych, wieku i stanu zdrowia. Wyższe od osób dorosłych i zdrowych zapotrzebowanie na witaminy mają kobiety w ciąży, dzieci i młodzież, rekonwalescenci, osoby starsze lub chore. Ponieważ każdy ma inne zapotrzebowanie na witaminy, w zaleceniach podawane są normy orientacyjne. Najwięcej, bo od 100 do 200 mg dziennie potrzebujemy witaminy C. Są też witaminy niezbędne w tak małych ilościach, że podaje się je w mikrogramach (tysięcznych częściach miligrama).

CO Z CZYM ŁĄCZYĆ?
Witamina - dzienne zapotrzebowanie Naturalne źródła Rola, jaką pełni w organizmie Objawy niedoborów
A
0,8-1 mg
Mięso, tran, wątroba, mleko, masło, żółtka jaj, śledzie, sery. Jako karoten (prowitamina A) - w ciemnozielonych oraz pomarańczowych warzywach i owocach (marchew, dynie, morele, pomarańcze, szpinak, brukselka, winogrona, awokado) Zwiększa odporność organizmu na infekcje, wzmacnia wzrok i włosy, stymuluje wzrost, poprawia wygląd skóry. Częste infekcje, zmniejszona ostrość widzenia o zmroku ("kurza ślepota"), zaburzenia w oddychaniu, nadmierne wysychanie i rogowacenie skóry, łamliwość paznokci.
B1 (tiamina)
1,2-1,4 mg
Kiełki i zarodki pszenicy, ziarna słonecznika, płatki owsiane, orzechy, drożdże, fasola, groch, ciemne pieczywo, ryby, wieprzowina, wątroba Uczestniczy w przemianie węglowodanowej, poprawia koncentrację i pamięć (witamina nastroju), usprawnia pracę mięśni, serca i układu nerwowego, zapobiega gromadzeniu się w organizmie toksycznych substancji. Osłabienie pamięci, brak apetytu, zaburzenia czucia, mrowienie w kończynach.
B2 (ryboflawina)
1,2-1,6 mg
Mleko, jogurt, jaja, podroby, mięso, ryby, drożdże piwne, kiełki zbożowe, liście zielonych roślin, morele Poprawia kondycję włosów, skóry, paznokci, zmniejsza podatność na stresy, przeciwdziała chorobom jamy ustnej oraz tworzeniu się zajadów. Spękane wargi, pieczenie oczu, szorstka skóra, zmęczenie i apatia.
B6 (pirodoksyna)
1,6-2,0 mg
Drób, ryby, jaja, kiełki, pieczywo razowe, soja, ziemniaki, orzechy, banany, kasza gryczana, warzywa strączkowe Uczestniczy w przemianie białkowej, zapobiega załamaniom nerwowym, pomaga w leczeniu korzonków, kurczów mięśni, łagodzi nudności, wzmaga apetyt. Niedokrwistość, stany depresyjne, zapalenie języka, łojotokowe zapalenie skóry, skłonność do choroby lokomocyjnej.
B9 (kwas foliowy)
200 mcg-400mcg - kobiety w ciąży
Zielone warzywa liściaste, brukselka, brokuły, nasiona roślin strączkowych, orzechy, migdały, dynia, morele, produkty mleczne, wątroba Pomaga w zwalczaniu anemii, zwiększa witalność, wpływa na zdrowy wygląd skóry, opóźnia siwienie włosów, zapobiega powstawaniu wad wrodzonych. Niedokrwistość, uszkodzenia systemu nerwowego płodu, zmiany w śluzówkach, zaburzenia trawienia.
B12
2-2,7 mcg
Mięso, drób, ryby, jaja, produkty mleczne, kiełki, drożdże, ryż, warzywa zielone Przeciwdziała anemii, wzmacnia układ nerwowy, poprawia pamięć i koncentrację. Zmęczenie, niedokrwistość, zanik czucia w kończynach, zmiany zwyrodnieniowe układu nerwowego.
C (kwas askorbinowy)
100-200 mg
Owoce i warzywa, szczególnie owoce róży, czarna porzeczka, kiwi, owoce cytrusowe, aronia, truskawki; z warzyw: brokuły, papryka, pomidory, natka pietruszki, rzeżucha Wzmacnia odporność organizmu, pomaga w obniżeniu poziomu cholesterolu we krwi, zapobiega infekcjom i tworzeniu się skrzepów, wzmacnia naczynia krwionośne, działa przeciwnowotworowo i antyalergicznie. Zmęczenie, bóle w stawach, owrzodzenie dziąseł, podatność na infekcje, powolne gojenie się ran.
D (kalcyferol)5-8 mcg Pełnotłuste produkty mleczne, tran, żółtka jaj, ryby (np. tuńczyk, sardynka, łosoś, śledzie) Reguluje gospodarkę wapniowo-fosforanową, zapewnia prawidłowe formowanie kości i zębów, zapobiega krzywicy, wypadaniu zębów. Razem z witaminą A i C chroni przed infekcjami górnych dróg oddechowych. Krzywica, rozmiękczanie kości powodujące ból i złamania (demineralizacja kości), rzeszotowienie, porowatość i kruchość kości (osteoporoza) u osób starszych, osłabienie sprężystości mięśni.
E (tokoferol)
12 mg
Oleje roślinne, kiełki pszenicy, orzechy, warzywa kapustne i ciemnozielone, liście mięty i pokrzywy Nazywana witaminą młodości przeciwdziała procesom starzenia się organizmu, miażdżycy, ułatwia gojenie się ran, wygładza skórę, blizny. Zmęczenie, bezsenność, niedokrwistość, zmiany zwyrodnieniowe układu nerwowego.
K
1 mg
Brukselka, brokuły, kapusta, sałata, kalafior, pomidory, groszek, marchew, soja, jogurt, wątroba wieprzowa, chude mięso Zapobiega krwotokom, zapewnia prawidłową krzepliwość krwi. Bierze udział w formowaniu tkanki kostnej. Ma właściwości antybakteryjne i przeciwgrzybicze. Spadek krzepliwości krwi, skłonność do krwawień.
PP (niacyna)
15-19 mg
Chude mięso, drób, wątroba, nasiona roślin strączkowych, wzbogacone produkty zbożowe Pomaga w prawidłowym funkcjonowaniu układu pokarmowego, w utrzymywaniu zdrowego stanu skóry. Zmęczenie, depresja, wysypka z przebarwieniami skóry, biegunki.

Powrót

MEDYCYNA - BADANIA NAUKOWE
Gen stulatków

        Naukowcy od dawna domyślali się, że długowieczność jest cechą genetyczną, ale dopiero teraz zbierają na to dowody. Wiedząc, jaka część genomu odpowiada za procesy starzenia się, będziemy w stanie stworzyć leki przedłużające życie.
        Jest niczym genetyczna wersja baterii Duracell: może pracować dłużej niż wszystkie inne, nawet ponad sto lat. Taki gen został właśnie odkryty przez badaczy ze szkoły medycznej im. Alberta Einsteina w Nowym Jorku. Wyniki badania, opublikowane niedawno w elektronicznym piśmie „PLoS Biology", pokazują, że u ludzi ze skłonnością do długowieczności występuje wspólna cecha genetyczna. Wpływa ona korzystnie na ciśnienie tętnicze oraz poziom cukru i cholesterolu we krwi.
        Jak mówi dyrektor zespołu badawczego, Nir Barzilai, „to odkrycie zapewne bardzo pomoże w opracowaniu wielu nowych leków". Środek, który wywoływałby takie same efekty co wskazany gen, ułatwiłby utrzymanie w dobrym stanie układu sercowo - naczyniowego człowieka nawet do późnej starości. Czyli mógłby przedłużyć nam życie o jakieś cztery lata.
        Dlaczego tylko o cztery? Bo doskonały stan układu sercow-onaczyniowego to jeden z podstawowych warunków długowieczności, ale nie jedyny. Równie ważne jest zapobieganie chorobom neurologicznym, nowotworom i infekcjom. Poza tym „wciąż nie wiemy, jak wiele genów odpowiada za długowieczność” - wyjaśnia Barzilai. Innymi słowy - nie możemy z całą pewnością stwierdzić, czym się kierować, ustalając formułę leków przeciwko starzeniu się.
        Jak na razie wydaje się, że za degenerację organizmu odpowiedzialny jest cholesterol. Wcześniej udowodniono, że manipulując genami regulującymi poziom cholesterolu i insuliny, można przedłużać życie robaków, pszczół i innych stworzeń. Zaobserwowano, że u ludzi długowieczność jest zazwyczaj cechą właściwą całej rodzinie. Dlatego naukowcy od dawna podejrzewali, że muszą istnieć pewne dziedziczne cechy genetyczne, które wpływają na długość naszego życia.
        Aby ustalić, jakie to cechy, nowojorski zespół przeanalizował u 687 osób 36 genów mających wpływ na poziom cholesterolu oraz insuliny we krwi. Jedną trzecią badanych stanowili stulatkowie, jedną trzecią ich potomkowie, a w ostatniej grupie znaleźli się członkowie rodzin, wśród których nie było osób w tak sędziwym wieku.
        Naukowców interesowało zwłaszcza zjawisko określane przez genetyków mianem polimorfizmu - występowania różnorodnych odmian tego samego genu. Zmiana jednej litery w kodzie genetycznym sprawia, że synteza białka przebiega według nieco innych instrukcji. W rezultacie tak uzyskane białko różni się nieco budową i inaczej oddziałuje na pracę organizmu.
        Pośród trzech miliardów liter kodu genetycznego badacze odnaleźli już jeden polimorfizm, który, jak się okazało, częściej występuje wśród stulatków i ich rodzin niż u reszty społeczeństwa. Chodzi mianowicie o zmianę jednej litery w genie apolipoproteiny C3, wpływającej na poziom trójglicerydów i cholesterolu we krwi, ciśnienie tętnicze i ryzyko zachorowania na cukrzycę.
        Na razie pozostaje nam czekać na nowe, obiecywane przez Barzilaia leki zapewniające długowieczność. Ale zanim będziemy mogli kupić je w aptece, wszystkim, którzy nie posiadają owego szczęśliwego polimorfizmu, naukowcy doradzają regularną kontrolę ciśnienia tętniczego, poziomu cholesterolu i cukru we krwi.

Powrót

REFLEKSJE - KONTROWERSJE
Dokąd zmierzasz genetyko?
Michael J. Sandel

        Narodziny owcy Dolly w 1997 roku, pierwszego sklonowanego zwierzęcia, wywołały lawinę obaw związanych z rysującą się perspektywą klonowania człowieka.
        Większość naukowców uważa, że klonowanie nie jest bezpieczne, jako obarczone dużym prawdopodobieństwem wyprodukowania potomstwa z poważnymi nieprawidłowościami i zaburzeniami. (Owca Dolly zdechła, a jej śmierć była ze wszech miar przedwczesna). Ale założywszy, że dzięki dalszym postępom klony nie będą już zagrożone większym ryzykiem chorób i zgonu niż naturalnie poczęte potomstwo - czy wówczas nadal będziemy się sprzeciwiać klonowaniu człowieka? Czy nasze wahania powinny być natury moralnej, czy medycznej? A może obu? Co złego w tworzeniu dziecka, które pod względem genetycznym jest bliźniakiem jednego ze swoich rodziców lub brata czy siostry zmarłych tragicznie? Albo nawet - w kreowaniu wielkiego uczonego, gwiazdy sportu, czy wybitnego działacza?

DZIECKO NA INDYWIDUALNY OBSTALUNEK

        Niektórzy uznają klonowanie za niedopuszczalne dlatego, że narusza prawo do niezależności - rodzice, na skutek wyboru genotypu dziecka z wyprzedzeniem, determinują jego przyszłość. Podobny zarzut można postawić każdej innej formie manipulacji bioinżynieryjnej, która umożliwia rodzicom wybór lub odrzucenie określonych cech genetycznych potomstwa.
Grafika - Inżynieria genetyczna, jaka będzie jej przyszłość?         Zgodnie z tym rozumowaniem genetyczne poprawianie na przykład zdolności muzycznych czy sprawności sportowej ukierunkowuje dzieci na dokonywanie określonych wyborów i dlatego takie zaprojektowane dzieci nigdy nie będą miały pełnej swobody decydowania o sobie.
        Na pierwszy rzut oka wydaje się, że argument o pogwałceniu niezależności jest kwintesencją tego, co niepokojące w klonowaniu człowieka i w innych formach manipulacji, jakie wiążą się ze zdobyczami inżynierii i genetycznej. Nie przekonuje on jednak z dwóch powodów. Po pierwsze, mylnie sugeruje, że dzieci wolne od ingerencji rodziców-projektantów mogą wybrać sobie dowolny zestaw cech genetycznych. Przecież nasze genetyczne dziedzictwo w jakiś sposób zostaje nam narzucone.
        Po drugie, jeśli nawet troska o pogwałcenie niezależności może po części tłumaczyć obawy związane z produkowaniem dzieci na zamówienie, to nie wyjaśnia naszych moralnych wątpliwości dotyczących uciekania się do genetyki oraz innych metod manipulacji stosowanych, by się udoskonalić.
        Terapia genowa z zastosowaniem komórek somatycznych (czyli nierozrodczych), na przykład komórek mięśni czy mózgu, polega na naprawie lub zastąpieniu wadliwych genów. Rozterki moralne pojawiają się wówczas, gdy ludzie wykorzystują taką terapię nie w celach leczniczych, ale po to, by poprawić swoje cechy fizyczne lub zdolności poznawcze - chcąc wznieść się ponad normę. Kwestie zdrowia i choroby nie mają z tym nic wspólnego.
        Udoskonalanie genetyczne, podobnie jak poprawianie wyglądu dzięki chirurgii plastycznej, wykorzystuje metody medyczne do celów pozamedycznych. Ale w odróżnieniu od chirurgii plastycznej, w wypadku udoskonalania genetycznego, ingerencja sięga głębiej - w nasze wnętrze. Jeśli zabiegi z zakresu chirurgii plastycznej, służące zlikwidowaniu obwisłego podbródka, lub zastrzyki botoksu, stosowane w celu wygładzenia zmarszczek na czole, wzbudzają w nas ambiwalentne odczucia, to jesteśmy jeszcze bardziej rozdarci wewnętrznie, rozpatrując możliwości inżynierii genetycznej, dzięki której możemy być silniejsi, mieć sprawniejszą pamięć, wyższy poziom inteligencji i lepsze samopoczucie.

RÓWNI I RÓWNIEJSI

        Wszyscy przyjęli z zadowoleniem perspektywę terapii genowej łagodzącej objawy dystrofii mięśniowej i cofającej stopniowy zanik mięśni. Ale czy z równym optymizmem przyjmujemy fakt, że tę samą terapię można by wykorzystywać w celu poprawy wyników sportowych?
        Naukowcy opracowali syntetyczny gen, który po wstrzyknięciu do komórek mięśni myszy zapobiega, a nawet cofa, postępujące w sposób naturalny osłabienie i ubytek tkanki mięśniowej. Gen nie tylko naprawia utracone lub uszkodzone na skutek urazu mięśnie, lecz również wzmacnia te zdrowe. Odniesiony sukces daje uzasadnioną nadzieję na skuteczne zastosowanie takiej terapii u człowieka. H. Lee Sweeney z Uniwer sytetu stanu Pensylwania, który kieruje badaniami, ma nadzieję, że dzięki jego odkryciu będzie można zwalczać upośledzenie sprawności ruchowej osób w podeszłym wieku i często przykutych do łóżka. Jednak umięśnione myszy uczonego już zainteresowały sportowców poszukujących przewagi nad rywalami. Chociaż terapia jest eksperymentalna i oficjalnie nie można jej jeszcze stosować u człowieka, łatwo sobie wyobrazić perspektywę genetycznie udoskonalonych ciężarowców, piłkarzy i sprinterów. Szeroko rozpowszechnione stosowanie sterydów i innych środków farmakologicznych poprawiających wyniki rywalizacji w profesjonalnych dyscyplinach sportowych sugeruje, że wielu sportowców będzie chciało wykorzystać możliwości udoskonalania genetycznego.

SZPRYCA MĄDROŚCI I SZCZĘŚCIA

        Mózg też można udoskonalać genetycznie jak tężyznę fizyczną. W połowie lat 90. naukowcy prowadzący badania na muszkach owocówkach otrzymali - dzięki odpowiednim manipulacjom - owady obdarzone pamięcią fotograficzną. Z kolei całkiem niedawno inni uczeni stworzyli inteligentne myszy dzięki umieszczeniu w mysich embrionach dodatkowych kopii genu powiązanego z procesami pamięciowymi. W porównaniu ze zwykłymi myszami - te zmienione uczyły się dużo szybciej i dłużej pamiętały różne zdarzenia ze swego życia. Dodatkowe kopie genu zaprojektowano w taki sposób, by pozostały aktywne nawet u starych osobników i, co więcej, wprowadzone udoskonalenie zostało przekazane potomstwu.
        Pamięć ludzka jest bardziej skomplikowana, ale firmy biotechnologiczne, na przykład takie jak Memory Pharmaceuticals, prowadzą ze sobą bezwzględny wyścig o opracowanie leków usprawniających pamięć (chodzi o tak zwane środki poprawiające funkcje poznawcze).
        Oczywistą grupą docelową dla takich leków są osoby, które cierpią na chorobę Alzheimera i inne poważne zaburzenia pamięci. Ale firmy biorą pod uwagę również większy rynek zbytu: 81 milionów Amerykanów po 50 roku życia, u których w miarę starzenia się organizmu zaburzenia pamięci pojawiają się w sposób naturalny. Produkowanie leku, który zapobiegałby osłabieniu pamięci, byłoby złotym interesem dla przemysłu farmaceutycznego: viagrą dla mózgu.

WYŚCIG ZBROJEŃ HORMONALNYCH

        Część osób uważa jednak, że poprawianie funkcji poznawczych jest etycznie wątpliwe. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo powstania dwóch kategorii ludzi - tych z dostępem do technik udoskonalania i tych, którzy muszą polegać wyłącznie na swoich umiejętnościach wrodzonych. A gdyby zdolności zyskane w sposób sztuczny zaczęły być przekazywane z pokolenia na pokolenie, to te dwie kategorie mogłyby ostatecznie przekształcić się w podgatunki - tych udoskonalonych i tych naturalnych. Jednak obawy o brak równości dostępu do zdobyczy nauki nie uwzględniają kwestii moralnej samego doskonalenia.
        Po pierwsze, przedstawiony scenariusz rozwoju wypadków budzi obawy, że niedoskonali biedni byliby pozbawieni korzyści, jakie daje bioinżynieria. Po drugie, udoskonaleni „bogaci” byliby w jakiś sposób zdehumanizowani? Jednak kwestią fundamentalną nie jest to, jak zapewnić równy dostęp do możliwości udoskonalania, ale przede wszystkim to, czy w ogóle powinniśmy do takiego udoskonalania dążyć?
        Lekarze pediatrzy już stają w obliczu dylematów etycznych związanym z udoskonalaniem, gdyż coraz więcej rodziców chce, by ich dzieci były wyższe. Od lat 80. ludzki hormon wzrostu stosuje się u szczególnie niskich dzieci. Ale okazało się, że terapia zwiększa wzrost także u dzieci zdrowych. Wielu rodzicom, którzy są niezadowoleni z postury ich dzieci (zwykle chodzi o chłopców), jest obojętne, czy ich dziecko jest niskie z powodu niedoboru hormonu, czy niskiego wzrostu rodziców. Są przekonani co do jednego: ludzie wysocy radzą sobie w życiu lepiej.
        Słysząc taką argumentację, niektórzy lekarze zaczęli przepisywać terapię hormonem wzrostu dzieciom, których niski wzrost nie wiąże się z jakimkolwiek zaburzeniem natury medycznej. Już w 1996 roku takie niezgodne z przeznaczeniem stosowanie leku przekładało się na wypisanie 40 proc. recept na ludzki hormon wzrostu. Wzbudza to ogromne rozterki natury etycznej.
        Skoro bowiem terapia hormonem wzrostu nie musi ograniczać się do dzieci z jego niedoborem, to dlaczego miałaby być dostępna tylko dla tych, którzy uważają się za niskich? Dlaczego wszystkie dzieci o wzroście poniżej przeciętnego nie powinny mieć możliwości leczenia? A co z dzieckiem przeciętnego wzrostu, które chce być jeszcze wyższe, bo marzy o koszykówce?

RACZEJ SYN NIŻ CÓRKA

        Odzywają się jednak głosy sprzeciwu wobec stosowania hormonu u osób zdrowych, gdyż stymulowanie wzrostu przyniesie skutek odwrotny od oczekiwanego - jeśli część osób staje się wyższa, to inne stają się niższe w stosunku do nowej normy. Ponieważ osoby „nieudoskonalone” zaczęłyby się czuć niższe, to również one mogłyby poszukiwać możliwości leczenia, co doprowadziłoby do hormonalnego wyścigu zbrojeń. Ale to i tak nie poprawiłoby sytuacji wszystkich „nieudoskonalonych” - nie każdego stać na zakup wysokiego wzrostu.
        Jeśli niski wzrost stałby się jeszcze jednym z problemów ludzi biednych, to moglibyśmy mu zaradzić, wprowadzając dotowanie przez państwo terapii hormonem wzrostu. Ale istotniejsze jest pytanie, czy w ogóle chcemy żyć w społeczeństwie, w którym rodzice czują się zobowiązani do wydania fortuny na to, by ich zdrowe dzieci były wyższe o kilka centymetrów?
        Być może najtrudniejszym do uniknięcia pozamedycznym wykorzystaniem osiągnięć bioinżynierii okaże się selekcja płci. Od stuleci rodzice usiłowali wpływać na płeć swoich dzieci. Obecnie nieskuteczne „znachorskie” metody zastąpiła odnosząca triumf biotechnologia.
        Jedna z metod selekcji płci wywodzi się z badań prenatalnych, z wykorzystaniem amniocentezy i ultrasonografii. Te medyczne metody opracowano w celu wykrywania nieprawidłowości genetycznych, takich jak na przykład rozszczep kręgosłupa i zespół Downa. Ale z ich pomocą można również poznać płeć nienarodzonego dziecka - co umożliwia przeprowadzenie aborcji i pozbycie się płodu płci niechcianej.
        Dzięki najnowszym zdobyczom techniki kwestia selekcji płci przestała już mieć związek z dylematami na temat statusu moralnego zarodka. Instytut Genetyki i Zapłodnienia Pozaustrojowego w Fairfax w stanie Wirginia oferuje metodę selekcji plemników umożliwiającą wybór płci dziecka przed jego poczęciem. Plemniki z chromosomem X (które determinują płeć żeńską) zawierają więcej DNA od plemników z chromosomem Y (determinującymi płeć męską). Dzięki urządzeniu zwanemu cytometrem przepływowym można je rozdzielić.
        Stajemy tu przed kolejnym problemem naukowym: selekcja płci staje się instrumentem dyskryminacji płciowej - na ogół wymierzonej w dziewczynki - jak ukazują przykłady rażących dysproporcji płci w Indiach i Chinach. To z kolei może powodować, że społeczeństwa ze znaczącą przewagą liczebną mężczyzn będą mniej stabilne, bardziej agresywne skłonne do przestępstw i wszczynania wojen. Panuje powszechne przekonanie, że udoskonalenia genetyczne podkopują nasze człowieczeństwo, gdyż zagrażają zdolności swobodnego działania, osiągania sukcesów własnymi siłami i traktowania siebie jako istot odpowiedzialnych - zasługujących na pochwałę lub naganę za rzeczy, które robią, i za to kim są.

TĘSKNOTA ZA NADCZŁOWIEKIEM

        Czym innym jest znakomity wynik uzyskany dzięki morderczym treningom i ćwiczeniom, a czym innym - dzięki sterydom lub genetycznie udoskonalonym mięśniom. Ten drugi ma mniejszą wartość. Oczywiście istotna jest zarówno wielkość wkładu własnego wysiłku, jak i stopień udoskonalenia się dzięki zdobyczom genetyki. Ale ponieważ nasza fascynacja dla sztucznego udoskonalania się rośnie, nasz podziw dla osiągnięć uzyskanych normalną drogą maleje - i raczej przenosi się z zawodnika na jego farmaceutę.
        Jednak główny problem z udoskonalaniem i inżynierią genetyczną nie polega na tym, że deprecjonują one osiągnięcia człowieka i umniejszają jego rolę. Większe niebezpieczeństwo tkwi w tym, że uosabiają one swego rodzaju tęsknotę za nadczłowieczeństwem - prometejskie dążenie, aby odmienić naturę w celu podporządkowania jej naszym celom i zaspokajaniu naszych pragnień.
        Ważna jest przy tym świadomość, że nie możemy na wszystko wpływać w taki sposób, jaki tylko nam się zamarzy. Przecież uznać dziecko za dar losu - znaczy akceptować je takim, jakim ono jest, a nie uważać za obiekt przez nas zaplanowany, produkt naszej woli czy instrument naszych ambicji i manipulacji. Miłości rodzicielskiej nie uzależnia się od talentów i cech dziecka, którymi obdarzył je los.

CIEŃ BRUNATNEJ SELEKCJI

        Najgłębszy sprzeciw moralny wobec udoskonalania genetycznego budzi nie tyle jego dążenie do kreowania doskonałości, ale postawa ludzka, która się za nim kryje. Jak podkreśla teolog William F. May, rodzice obdarzają dzieci dwoma rodzajami miłości: miłości akceptującej oraz miłości kształtującej. Miłość akceptująca skupia się na samym dziecku, natomiast kształtująca skupia się na jego szczęściu. Uczucia te powinny się wzajemnie równoważyć.
        Jednakże dzisiaj przesadnie ambitni rodzice dają się za bardzo ponieść miłości kształtującej, stawiając coraz to nowe wymagania swoim dzieciom. Starają się dać im przewagę nad innymi, zapisując je do drogich szkół, wynajmując prywatnych nauczycieli, wysyłając na obozy tenisowe, organizując lekcje gry na pianinie, baletu, pływania i tak dalej. Jeśli uważamy to za dopuszczalne, a nawet godne pochwały, to dlaczego mamy nie pochwalać sięgania przez rodziców po zdobycze inżynierii genetycznej w celu poprawienia inteligencji, zdolności muzycznych lub sprawności fizycznej dziecka?
        Typowym przykładem tego trendu są maniacy sportowi chcący uczynić swoje dzieci mistrzami świata lub rodzice apodyktyczni sterujący wykształceniem dzieci tak, by zrobiły karierę naukową.
        Na toczącą się obecnie debatę dotyczącą inżynierii i udoskonalania genetycznego pada cień eugeniki. Przeciwnicy inżynierii genetycznej twierdzą, że klonowanie, udoskonalanie genetyczne i „projektowanie” dzieci to nic innego jak „sprywatyzowana” lub też „wolnorynkowa” eugenika.
        Zwolennicy doskonalenia genetycznego argumentują, że w przeciwieństwie do eugeniki, decyzja o przeprowadzeniu modyfikacji genetycznych jest całkowicie dobrowolna. To właśnie element przymusu był najbardziej odrażającym aspektem eugeniki skompromitowanej przez nazistów. Ale czy dzisiaj jest coś złego w pragnieniu celowego kształtowania cech naszego potomstwa?
        James Watson, biolog, który razem z Francisem Crickiem odkrył strukturę DNA, nie widzi nic złego w inżynierii i udoskonalaniu genetycznym, pod warunkiem, że wynikają one z indywidualnych decyzji, a nie są narzucane z góry.
        Kilka lat temu Watson wywołał spore kontrowersje opinią, że jeśli zostanie odkryty gen homoseksualizmu, to kobieta powinna mieć prawo do usunięcia ciąży, jeśli się stwierdzi, że płód posiada taki gen. Gdy jego wypowiedź wywołała oburzenie, odpowiedział, że nie chciał w ten sposób obrazić homoseksualistów, ale bronił zasady, że kobieta powinna mieć prawo do przerwania ciąży ze względu na swoje genetyczne preferencje: może nie chcieć na przykład, aby dziecko było dyslektykiem, nie muzykalne i za niskie do gry w koszykówkę. Poglądy Watsona budzą sprzeciw ludzi uznających przerwanie ciąży za ciężką zbrodnię, ale czy każde działanie o charakterze eugenicznym jest niedopuszczalne?

SPRZEDAM KOMÓRKĘ JAJOWĄ

        Weźmy przykład sprzedaży komórek jajowych i plemników. Wynalezienie sztucznego zapłodnienia umożliwia przyszłym rodzicom zakup gamet o pożądanych przez nich dla swojego potomstwa cechach genetycznych. Jest to mniej pewny sposób „projektowania” dzieci niż klonowanie lub przedimplantacyjne badania genetyczne, ale stanowi dobry przykład praktyki prokreacyjnej, w której stara eugenika krzyżuje się z nowymi prawami i potrzebami rynku.
        Kilka lat temu w gazetach Ivy League ukazały się ogłoszenia zawierające ofertę kupna za 50 tys. dolarów komórki jajowej pochodzącej od kobiety o wzroście co najmniej 180 cm i atletycznej budowie ciała, bez poważniejszych problemów zdrowotnych w rodzinie, i o inteligencji powyżej przeciętnej. Niedawno w internecie ogłoszono aukcję komórek jajowych pochodzących rzekomo od modelek, których zdjęcia zamieszczono na stronie internetowej. Ceny wywoławcze kształtowały się od 15 do 150 tys. dolarów.
        Właściwie dlaczego handel komórkami jajowymi uchodzi za niedopuszczalny z moralnego punktu widzenia? Przecież nikt nikogo nie zmusza do ich kupowania lub sprzedawania. Dlaczego mamy potępiać inżynierię genetyczną, skoro jest ona wyrazem zwycięstwa celowości nad przypadkowością, postawy czynnej nad bierną? Dlaczego nie pozbędziemy się lęku przed udoskonalaniem genetycznym, tak jak pozbyliśmy się wielu innych uprzedzeń? Dlaczego mamy się czuć zagubieni, skoro dzięki biotechnologii nie musimy czekać na to, co przyniesie los?

POKORA DLA NATURY

        Na te pytania odpowiedź daje religia: Wiara, że nasze zdolności i możliwości są wyłącznie naszą sprawą, wynika z niewłaściwego zrozumienia naszego miejsca w dziele stworzenia, pomyleniem naszej roli z rolą Boga.
        Ale religia nie jest jedynym źródłem argumentów na rzecz szacunku dla przeznaczenia. Można o tym mówić, używając również terminów świeckich: Jeśli bioinżynieria doprowadzi do urzeczywistnienia mitu „self-made mana", to trudno będzie postrzegać nasze zdolności jako dary losu lub porażki, a będzie się je traktować raczej jako osiągnięcia, których sami jesteśmy autorami lub sami sobie jesteśmy winni.
        Ta nowa perspektywa myślenia może zachwiać trzema najważniejszymi elementami naszego kręgosłupa moralnego: pokorą, odpowiedzialnością i solidarnością. Jest coś pociągającego w wizji wolności człowieka, nieskrępowanego nieubłaganym przeznaczeniem. Być może to właśnie ta wizja przyświecała tym, którzy chcą nazwać XXI wiek wiekiem genomu. Często uważa się, że możliwości udoskonalania genetycznego, którymi obecnie dysponujemy, są niejako ubocznymi produktami postępu w medycynie i biotechnologii, a rewolucja genetyczna, której celem miało być tylko wyleczenie chorób, zaczęła kusić nas perspektywą poprawienia naszych możliwości, zaplanowania dzieci zgodnie z naszymi marzeniami i doskonalenia osobowości.
        W inżynierii genetycznej najbardziej pociąga nas wizja, że człowiek może zawładnąć naturą, stać się panem świata. Jednak obietnica doskonałości jest zgubna. Może bowiem sprawić, że przestaniemy traktować życie jak cudowny dar, a wszystko, co nas wokół otacza, będzie wyłącznie produktem naszej własnej woli.

źródło: The Atlantic Monthly,
kwiecień 2004


Powrót

PRZYJAZNY KOMPUTER
Szybko, szybciej, jeszcze szybciej...
Bartosz Bitowski

        Gordon M. Moore (ur. 3 stycznia 1929 r. w San Francisco) - jeden ze współzałożycieli amerykańskiej korporacji INTEL jest autorem słynnej maksymy, znanej jako „Prawo Moore'a". W ekonomii zwykło się już określać nim współczesne, niezwykle szybko rozwijające się procesy technologicznego. W świecie komputerów, w nieco uproszczonej formie, brzmi ono następująco: "moc obliczeniowa komputerów ulega podwojeniu co 18 miesięcy". Tyle prawo Moore'a. A jak wygląda rzeczywistość?
        Po kilku, kilkunastu miesiącach użytkowania nowego komputera (ze zdublowaną mocą obliczeniową) okazuje się, że pracuje on coraz wolniej, a z super szybkiego Ferrari zamienia się w leniwego, ospałego muła. Czasami wręcz rozpaczliwie wierzgnie i padnie na pysk. Podnosimy biedne stworzenie przyciskiem Restart i zaczynamy się zastanawiać, czy ten mądrala Gordon M. Moore nie zastosował jakiegoś sprytnego chwytu reklamowego, który zmusza nas mniej więcej, co 18 miesięcy do rozważenia zakupu nowej maszyny z procesorem marki INTEL? Z podwojoną prędkością naturalnie...
        No cóż, trzeba przyznać, że jednak Moore miał rację. Jego słowa sprawdzają się w praktyce przez ostatnie dziesięciolecia światowego rozwoju technologicznego z zadziwiająca wręcz dokładnością. Przyczyn spowolnienia pracy komputerów należy szukać nie w „mocy obliczeniowej", która pozostaje w danej jednostce cały czas taka sama, ale w konfiguracji systemu, sposobu używania naszej cyfrowej maszyny, konserwacji itd.

POŻERACZE MOCY: OZDÓBKI, GADŻETY, MEDIALNE „TO I OWO"

        Kilkanaście lat temu każdy kilobajt mocy, pamięci był na wagę złota. Pamiętam, jaką satysfakcją było dla mnie „wyłuskanie” odrobiny wolnej pamięci z „ogromnych” zasobów 4MB (słownie - czterech megabajtów!) z maszyny z procesorem Gordona Moore'a - INTEL 386. To już prehistoria. Obecnie mamy do dyspozycji przepastne gigabajty... i dalej problemy z wydajnością naszych PC-tów. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze - za podwojeniem prędkości obliczeniowej komputerów natychmiast idzie jej niemal pełne wykorzystanie przez producentów „pamięciożernych” aplikacji, gier, usług multimedialnych. Po drugie - „nadmiar szczęścia” w tym wypadku wywołuje w nas pewien rodzaj rozleniwienia i sprawia, że stajemy się nierozsądnie rozrzutni w korzystaniu z oferowanych zasobów.
        Na początek proponuję bardzo proste zabiegi, które umożliwiają szybszy start systemu operacyjnego oraz zwolnienie zapasu wolnej pamięci, której nigdy nie jest za dużo: usuńmy zbędne pliki i skróty z pulpitu (ich ilość na niektórych komputerach wprawia mnie w stan osłupienia), pozbądźmy się tapety (nawet, jeśli jest na niej nasz ukochany kot Filonek), jeśli korzystamy z wygaszacza ekranu, to pozbądźmy się efektownego trójwymiarowego gadżetu (typu: orientalne rybki w akwarium), a zastosujmy np. styl „Pusty ekran” z prawie zerowym zapotrzebowaniem na pamięć, proponuję wyłączyć „zasobożerny” Active Desktop - miły prezent od Microsoft'u, ale „niemile widziany” w pamięci operacyjnej i przez inne aplikacje, ograniczmy do niezbędnego minimum sygnalizację zdarzeń dźwiękowych. To ostatnie oczywiście nie dotyczy niewidomych użytkowników komputerów, którzy jednak zasoby mocy wykorzystywanej przez system i niezbędne oprogramowanie udźwiękowiające mogą zwiększyć ograniczając niemal do zera wcześniej wspomniane „ozdóbki".
        Prawdziwy profesjonalist aogranicza do absolutnego minimum multimedialne gadżety. Niemal pusty pulpit z niezbędnymi elementami potrzebnymi w pracy. A kot Filonek? Może być na pulpicie... biurka obok monitora, ewentualnie na ścianie. Tam też ładnie się prezentuje i nie oblizuje po skonsumowaniu części zasobów drogocennej pamięci operacyjnej.

CO W SYSTEMIE DRZEMIE?

        Z upływem czasu, wraz z instalacją i deinstalacją dziesiątków programów, w systemie operacyjnym „zagnieżdżają” się nieproszeni goście. Może inaczej - wproszeni, ale nie uznający niestety grzecznościowego zwrotu: „do widzenia!". Podczas każdego uruchomienia naszych okienek rozsiadają się wygodnie i drzemiąc sobie zabierają drogocenne zasoby mocy naszego komputera. Pierwszą rzeczą, którą powinniśmy zrobić, to sprawdzenie zawartości katalogu „Autostart” (dostęp z Menu: „Start", „Programy", „Autostart"). Często zdarza się, że producenci oprogramowania bez naszej wiedzy umieszczają tam skróty służące do automatycznego uruchamiania aplikacji, często zupełnie zbędnych. A i te potrzebne są na ogół potrzebne w określonych sytuacjach, a nie na „dzień dobry", przy uruchamianiu systemu. Warto pozostawić tam tylko to, co uznamy za absolutnie konieczne.
        Usunąć skróty możemy bezpośrednio z podkatalogu C:Windows\Menu Start\Programy\Autostart lub też poprzez Menu: „Start", „Ustawienia", „Pasek zadań i menu Start” i wchodząc w zakładkę „Programy menu Start".
        Warto po restarcie systemu wcisnąć sekwencję Ctrl+Alt+Del uruchamiającą „Menedżer zadań", gdzie możemy skontrolować aktualnie pracujące programy. Zbyt duża ich ilość powoduje „ociężałość” systemu i spowolnienie jego pracy. Możemy wyłączać ich pracę zaznaczając je i wciskając przycisk „Zakończ zadanie". Po ponownym uruchomieniu komputera pojawią się jednak ponownie. Co wtedy? Oczywiście bardziej zaawansowani ruszą do majstrowania w kluczach Run i Run- Once w rejestrze systemu. Przestrzegam jednak, to jest trochę jak zabawa zapałkami w magazynie fajerwerków. Warto sięgnąć tutaj po znakomity program o nazwie Narzędzie konfiguracji systemu. Uaktywniamy go wpisując polecenie: msconfig.exe w oknie „Uruchom” z menu „Start".
        Narzędzie to pozwala na bezpieczną modyfikację ustawień systemowych, włącznie z zawartością niektórych wpisów w kluczach rejestru. Warto skorzystać od razu z opcji „Twórz kopię zapasową". W zakładce „Autostart” możemy zapoznać się z o wiele obszerniejszą listą aplikacji pracujących stale w tle. I tutaj dopiero mamy w tym zakresie pełną odpowiedź na pytanie: „co w systemie drzemie"? Zauważmy, że obok nazwy programu mamy też jego mniej lub bardziej zrozumiały opis, ew. ścieżkę dostępu. Odznaczając okienko po lewej stronie wyłączamy działanie danego programu, który wraz z ponownym uruchomieniem systemu operacyjnego nie będzie automatycznie załadowywał się, ograniczając tym samym moc naszego komputera. W każdej chwili możemy przywrócić jego działanie zaznaczając go na liście stosownym „ptaszkiem". Bezpieczne i wygodne narzędzie konfiguracyjne. Aż dziwne, że tak mało rozreklamowane przez samego producenta. Z własnego doświadczenia wiem, że użytkownicy wcześniejszych wersji Windows, a i XP również, na słowo msconfig wzruszają ramionami i mówią, „a co to takiego do licha?". Warto z niego skorzystać, gdy nasz superszybki komputer zaczyna dziwnie spowalniać i zamieniać się w poczciwego, ale leniwego muła.

        A co do pojęcia czasu to, jak nam to uświadomił Albert Einstein, jest on względny. Pisząc ten artykuł przypomniał mi się pewien dowcip: blondynka pyta w informacji na dworcu:
        - „Ile czasu jedzie pociąg pośpieszny z Warszawy do Zakopanego?"
        - „Jedną chwileczkę...” - prosi pani w okienku.
        - „Dziękuję!” - odpowiada usatysfakcjonowana odpowiedzią pasażerka i odchodzi w kierunku peronów.
        Czas dla użytkowników komputerów, mierzony jest zgodnie z Prawem Moore'a. Mimo cyklicznego podwajania mocy obliczeniowej naszych maszyn cyfrowych „chwileczka” wciąż jest jednak nie satysfakcjonująca. Czasami wydłuża się ona, jak upływający czas w przedziale pociągu na odcinku Kraków - stolica Tatr. W przeciwieństwie do naszej PKP, możemy go znacznie skrócić wyrzucając po drodze zbędnych, przyciężkich „pasażerów” z naszego systemu spod znaku fruwających okienek.
        I jeszcze na koniec mała prośba - dowcipu proszę nie powtarzać mojej małżonce. Jest blondynką...

źródło: miesięcznik „Pochodnia",
cykl : „Komputerowe potyczki
Bartosza Bitowskiego"


Powrót

FELIETON
Rechot za 20 pensów
Piotr Stanisław Król

        W XIX-wiecznej wiktoriańskiej Anglii panowały rygorystyczne zasady obyczajowe. Przynajmniej w sferze moralności. Zasady, obyczaje oraz moralność mają jednak swoje relatywne odstępstwa. Z pewnością takim odstępstwem była szczególna rozrywka, bardzo popularna w stołecznym Londynie. Otóż za ok. 20 pensów szacowni obywatele Imperium Brytyjskiego mogli kupić wejściówki do... zakładów psychiatrycznych, gdzie można było do rozpuku śmiać się z kalectwa umysłowo-psychicznego z wszelkim, jakże „atrakcyjnymi” dla gawiedzi, jego objawami. Rechot ludu rozchodził się szerokim echem po mieście.
        Graham Green - epileptyk, też mógł stać się obiektem szyderczego rechotu, gdyż wówczas padaczka była uznawana za chorobę psychiczną i „leczono” ją w tego typu placówkach, Na szczęście uchronił go XX wiek, w którym przyszło mu żyć i tworzyć, kiedy uznano epilepsję za chorobę somatyczną.
        „Śmiech to zdrowie” - tak się często mówi. Wpływa dobrze na pracę przepony i lepsze samopoczucie. „Śmiech może zabić” - o tym też się czasem wspomina. Zabić przede wszystkim poczucie godności, człowieczeństwa, a czasem po prostu zasady dobrego smaku.
        Osoby niepełnosprawne są szczególnie uwrażliwione na sposób, w jaki są odbierane w społeczności, w której dane jest im żyć. Słusznie buntują się i ostro reagują na wykorzystywanie ułomności do kpin, niestosownych żartów i publicznego wytykania np. w mediach. Jest jednak granica pomiędzy, jak to bym określił - „rechotem za 20 pensów", a poczuciem humoru i przyjmowaniem okrutnego losu z pogodą ducha, która pozwala śmiać się nie tylko z siebie, ale również z uśmiechem przyjmować żarty z „ułomnością w tle". Zdaję sobie sprawę, że jest to trudne, strasznie trudne.
        - „Dokąd tak pędzisz?!” - padło pytanie do młodej dziewczyny.
        - „Gdzie nogi poniosą!". Dziewczyna trzymała nogi na podpórkach wózka inwalidzkiego i głośno się śmiejąc popędziła dalej.
        Opowiadała o tym kiedyś w TV rehabilitantka w Konstancinie pod Warszawą, podając to za przykład rehabilitacji wyższego stopnia. Poczucie humoru i pogodne nastawienie do własnej ułomności. Można tak? Jak widać, można.
        Osoby z dysfunkcjami wzroku mogą odczuwać pewien dyskomfort psychiczny. Słowa: „widzieć", „patrzeć", „dostrzegać” itp., są w powszechnym użyciu języka potocznego. Nawet zwykłe i codzienne „do widzenia” odnoszące się do spotkania z kimś ponownie, wiąże się logicznie z ponownym zobaczeniem kogoś na własne oczy. Politycy „widzą sposoby rozwiązania problemów społecznych” (szczególnie przed kolejnymi wyborami); ktoś mówi nam „jak się na to zapatrujesz?", a więc opinia o czymś jest funkcją „patrzenia i dostrzegania czegoś tam". Są to mocno zakorzenione w języku polskim (i nie tylko) naleciałości lingwistyczne. A one idą swoimi torami, nie zawsze w czystej zgodzie z logiką. No bo, czy logiczne jest postawienie znaku równania między np.: „widzieć” - „wiedzieć", „dostrzec” - „zrozumieć"?
        Inną sytuacją jest świadome wykorzystywanie ułomności do zobrazowania jakiegoś zdarzenia. I tutaj wkraczamy w coś, co określamy - dobrym smakiem. Czy np. dowcip rysunkowy z niewidomym z białą laską wołającym, że widzi przed sobą świetlaną przyszłość, co ma zobrazować „ślepotę” jakiejś tam partii politycznej, jest godny potępienia? Czy na wpół niewidomy chirurg w okularach o sile 20 dioptrii, ganiający w skeczu kabaretowym ze skalpelem za przerażonym pacjentem, co ma obrazować stan naszej służby zdrowia, jest powodem do oburzenia i protestów? Nikt się nie śmieje tutaj z samej dysfunkcji wzroku i niewidomego. Jest to sposób zobrazowania jakiegoś problemu, np. społecznego, z wykorzystaniem dysfunkcji wzroku. A to jest różnica. Czy zostają tutaj przekroczone granice dobrego smaku? Z tym bywa różnie. Ważne żeby nie wkraczać w sferę „rechotu za 20 pensów", czyli prymitywizmu umysłowego, gdzie naruszane jest poczucie godności ludzkiej.
        Nie warto obrażać się na dowcipy, nawet te trochę niższego lotu. Warto natomiast uśmiechać się i wyzwalać w sobie optymizm. Mimo wszystko. Jak ta dziewczyna pędząca „gdzie ją nogi poniosą” na wózku inwalidzkim.

źródło: miesięcznik „Pochodnia"

Powrót

Na skróty

Arbuz w kostkach

FOTO - Arbuz w kształcie kostki        Jaki jest sens wyhodowania arbuzów w kształcie sześciennych kostek? Japończycy stwierdzili, że transport tych dużych, kulistych owoców jest mało ekonomiczny i niewygodny. Genetyczna modyfikacja nadała im całkiem nowy, oryginalny kształt.
        Arbuzy są wygodniejsze w transporcie. Sprzedają się w kraju kwitnącej wiśni jak świeże bułeczki, choć są kilka razy droższe od zwykłych (ok. 80 dolarów za sztukę). Od kilku lat toczy się dyskusja, czy modyfikowana genetycznie żywność może być niebezpieczna dla zdrowia człowieka. Padały nawet takie argumenty, przez naukowców uważane za absurdalne, że geny modyfikowanych roślin będą się „wiązać” z genomem człowieka. Japończycy nie zawracają sobie głowy tego typu dylematami i arbuzy w kostkach pałaszują ze smakiem. A może za kilka lat będziemy mówić - Japonia, kraj kwitnącej, kwadratowej wiśni?
źródło: www.retina-forum.pl/ciekawe

Gen na mrozy

        Gen, pozwalający trawom antarktycznym przetrwać temperatury nawet minus trzydziestostopniowe mrozy, odkryli naukowcy z Australii. Ewentualne wykorzystanie genu pomoże uniknąć wielomilionowych strat w rolnictwie - twierdzą eksperci.
        Gen pochodzi z trawy z gatunku Deschampia antarctica, która skolonizowała Półwysep Antarktyczny - wyjaśnił prof. German Spangenberg z uniwersytetu La Trobe w australijskim stanie Victoria.
        Udało się zidentyfikować nową klasę białka, która zapobiega tworzeniu się wewnątrz komórek rośliny kryształów lodu. Białko genu nie ulega zniszczeniu nawet wtedy, jeśli „zamarznie na kość", po czym odtaje - opowiadał Spangenberg Reutersowi.
        Naukowcy przeprowadzili już eksperyment, przenosząc mrozoodporny gen do innej rośliny, która zyskała dzięki temu mrozoodporne właściwości.
        „Teraz, gdy rozumiemy sposób działania genu, możemy wykorzystać nową wiedzę dla poprawy jakości zbóż pod kątem ich tolerancji zimna i mrozu” - podkreślił Spangenberg.
        Co roku na świecie mróz niszczy od 5 do 15 proc. upraw.
źródło: www.retina-forum.pl/ciekawe

Powrót

Genetyka z humorem

Marudny miś

Grafika - Miś maruda         Gdzieś daleko, na biegunie północnym idzie mały, biały miś z mamą. Trzęsie się z zimna i nieustannie marudzi. A to, że nie ma tu nigdzie jagód i słodkich korzonków, a to że ani jednego drzewa eukaliptusowego na horyzoncie, a on tak lubi się na nie wspinać, to znowu wybrzydza na ryby, twierdząc, że od nich dostanie z pewnością skrętu kiszek. Mama poirytowana tym ciągłym narzekaniem, mruczy pod nosem ze złością - Niech no ja spotkam tego cholernego mądralę genetyka... To miał być przecież miś UNIWERSALNY!

Komplement

        Na pewnym przyjęciu, do pięknej, długonogiej blondynki zwraca się, zauroczony jej urodą, profesor genetyk: - Pani to z pewnością musi mieć cudowne geny.
        Blondynka rumieni się i zalotnie odpowiada - Oj świntuszek z pana, świntuszek...

Powrót


Deklaracja członkowska Stowarzyszenia Retina AMD Polska
(w formacie PDF - wymagana przeglądarka ACROBAT READER)


Na początek strony


Stowarzyszenie Retina AMD Polska
ul. Wąwozowa 25 m. 36, 02-796 WARSZAWA
PeKaO S.A. XV o/W-wa 51124028871111000033889191
Redakcja Biuletynu RETINA:
Redaktor naczelny. - Piotr Stanisław Król,   tel. 0 504 784 316
Zesp. red.: Michał Dębiec, Małgorzata Pacholec, Jacek Zadrożny, Paweł Zadrożny
Adres redakcji Biuletynu "RETINA": ul. Wąwozowa 25 m. 36, 02-796 WARSZAWA
Przygot. wersji elektronicznej biuletynu RETINA -  Piotr Stanisław Król