|
|
RETINA 1(13)/2006 |
BIULETYN POLSKIEGO STOWARZYSZENIA
RETINITIS PIGMENTOSA |
W numerze:
Od Redakcji
Z satysfakcją, ale też i z pewnymi obawami oddajemy do rąk Czytelników kolejny, trzynasty numer RETINY. W zasadzie mógłbym zrzucić winę za tak długie "milczenie" na tą feralną trzynastkę... Powody są jednak bardziej prozaiczne. Pierwszy i najważniejszy, to kłopoty finansowe. Stowarzyszenie nie należy do najbogatszych, a druk kosztuje, i to niemało. Drugi powód - czysto ludzki. Jest dużo chętnych do czytania, ale bardzo mało do pisania, wykonywania tłumaczeń artykułów obcojęzycznych itd. Wiem, że praca na zasadach "non-profit" nie jest zbyt zachęcająca. Ale jest jeszcze coś, co można nazwać satysfakcją z pracy pro publico bono. Trzeci powód jest najbardziej niepokojący. Pamiętam, że przed kilku laty siedziałem zawalony licznymi publikacjami z medycznych ośrodków naukowych, które prześcigały się w informowaniu o nowych terapiach, szansach i nadziejach w walce z retinitis pigmentosa i innymi uwarunkowanymi genetycznie schorzeniami siatkówki. Nie nadążałem, wraz z zespołem współpracowników, w pracach nad tłumaczeniami i opracowaniami tych materiałów. Teraz jest wyraźny zastój. Wiem, że naukowcy nie ustają w poszukiwaniu skutecznych terapii. Bardziej skupiono się chyba jednak na pracy, a nie na publikacjach. Trudno znaleźć obecnie jakiś "odkrywczy" materiał naukowy w tej dziedzinie.
Życie toczy się jednak dalej. W tym roku mija kolejna kadencja władz Polskiego Stowarzyszenia Retinitis Pigmentosa. Organizacji skupiającej w swoich szeregach osoby cierpiące nie tylko na barwnikowe zwyrodnienie siatkówki, ale i na Stargardt'a (przede wszystkim ludzie młodzi), AMD (głównie starsi wiekiem) oraz na inne schorzenia siatkówki. Prezes PSRP - Pani Małgorzata Pacholec przedstawia w tym numerze podsumowanie pracy i działalności Stowarzyszenia.
Dla osób młodych szczególnie interesujący będzie zapewne artykuł Michała Dębca, Przewodniczącego Retina Europe Youth, z ubiegłorocznego spotkania w Sztokholmie. W tym roku zjazd młodych z REY'a planowany jest w Polsce. To szansa i wyzwanie dla tej organizacji osób wchodzących w dorosłe życie, a już tak doświadczonych przez los. Przyglądając się ich zaangażowaniu i optymizmowi "mimo wszystko", jestem osobiście pełen podziwu i uznania. Pozostaje tylko powiedzieć: "Tak trzymać, kochani! Tak trzymać!". I trochę im pomóc w ich działaniach.
Co do badań naukowych, to publikujemy w tym numerze krótki tekst dr. Alana Latiesa w tłumaczeniu Michała Dębca o wynikach badań nad spowolnieniem rozwoju retinitis pigmentosa poprzez stosowanie terapii witaminą A w połączeniu z kwasami tłuszczowymi DHA. Nie jest to może zbyt odkrywcze. O wpływie DHA na zdrowie siatkówki już pisaliśmy kilka lat temu w RETINIE. Ten tekst tylko potwierdza teorię znaną od dłuższego czasu. Nowością jest natomiast próba precyzyjnego, naukowego udowodnienia wpływu tego typu terapii na spowolnienie rozwoju choroby.
Sporo w tym numerze o żywieniu i diecie. To, że ma to niebagatelny wpływ na funkcjonowanie całego organizmu, a w tym i naszych oczu, nie muszę tłumaczyć. Z pewnością Czytelnicy z zainteresowaniem zapoznając się z tymi publikacjami.
A użytkowników cyfrowych maszyn (któż nim obecnie nie jest?) zaintryguje z pewnością pytanie: "Komputer - przyjaciel czy wróg?". Od lat piszę i publikuję o tajnikach sprzętu i oprogramowania. Tym razem postanowiłem zająć się samym użytkownikiem, jego zdrowiem oraz samopoczuciem w obcowaniu z popularnym "kompem".
Trochę ciekawostek i humoru nigdy nie zaszkodzi. Dowcipy z genetyką w tle? A dlaczego by nie? W każdej sytuacji uśmiech, pozytywne nastawienie i optymizm są nie do przecenienia. To też terapia. A jak przyjemna!
Zapraszam do lektury trzynastego numeru RETINY. Wierzę, że na czternasty Czytelnicy będą czekali o wiele krócej. Zależy to z pewnością od redakcji, pieniędzy. Ale też i od Ciebie - Drogi Czytelniku. Piszcie do nas, przysyłajcie ciekawe materiały, dzielcie się refleksjami i spostrzeżeniami. To pismo jest dla Was. To pismo jest po prostu Wasze.
Piotr Stanisław Król
Redaktor naczelny
Powrót
INFORMACJE Z PSRP
List do Członków Stowarzyszenia
Małgorzata Pacholec
Szanowni Koledzy!
W tym roku minie 8 lat od utworzenia naszego Stowarzyszenia. Kończy się druga czteroletnia kadencja jego władz. Chciałabym zatem podzielić się z Wami swoimi refleksjami na temat naszej dotychczasowej działalności. Będzie to oczywiście opinia subiektywna.
Przypominam sobie, jak prawie 10 lat temu zazdrościłam kolegom z tzw. Zachodu prężnej, posiadającej profesjonalną wiedzę, organizacji osób chorych na retinitis pigmentosa. Uczestnicząc, jako gość w kongresach naukowych i koleżeńskich spotkaniach, zachwyciłam się ich wzajemną życzliwością i chęcią dzielenia się z innymi bogatą wiedzą o tej chorobie. Zachęcona ich poparciem, wraz z grupą kilkunastu osób, utworzyliśmy w grudniu 1998 roku Polskie Stowarzyszenie Retinitis Pigmentosa. Chcieliśmy, tak jak koledzy w innych krajach, mieć swoją organizację, która będzie gromadzić wiedzę na temat tej trudnej choroby i pomagać tym, którzy nie radzą sobie z utratą widzenia i popadają w przygnębienie i apatię. Czy udaje nam się wypełniać tę misję?
Nie jest łatwo sprostać obowiązkom wiążącym się z prowadzeniem Stowarzyszenia i oczekiwaniom ludzi tracących wzrok. Nasze Stowarzyszenie od początku działa w oparciu o społeczną pracę swych członków. Ich rodzin i przyjaciół.
Przez cały czas istnienia Stowarzyszenia dysponowaliśmy bardzo ograniczonymi środkami finansowymi. Z tego względu wszystkie czynności wykonywane były honorowo: prowadzenie księgowości, tłumaczenia, redagowanie i pełne przygotowanie do druku biuletynu, prowadzenie strony internetowej, wysyłka korespondencji, prowadzenie bazy członkowskiej itp. Uczestniczący w naszych imprezach lekarze oraz specjaliści rehabilitacji również świadczyli nam pomoc nieodpłatnie.
W ciągu minionych ośmiu lat zorganizowaliśmy wiele udanych spotkań integracyjnych i edukacyjnych, pokazów sprzętu optycznego i komputerowego. Niewątpliwie naszym największym osiągnięciem było zorganizowanie sympozjum okulistycznego w Konstancinie. We współpracy z Polskim Związkiem Niewidomych powtórzyliśmy tę formę w czasie seminarium pt.: "Rozproszyć mrok", którego zapis jest dostępny na naszej stronie internetowej i wszyscy zainteresowani mogą wysłuchać wykładów uznanych autorytetów okulistyki.
Nasza wiedza o retinitis pigmentosa i innych schorzeniach siatkówki bardzo się wzbogaciła. Przedstawiciele PSRP uczestniczyli w kilku ważnych międzynarodowych konferencjach okulistycznych. Mimo, że nasze Stowarzyszenie jest małą organizacją, stopniowo zdobyło uznanie także wśród lekarzy. Dwa razy uczestniczyliśmy jako goście organizatorów w sympozjonie retinologicznym, które odbywa się co dwa lata w Poznaniu i jest najbardziej prestiżowym wydarzeniem tej dziedziny okulistyki.
W czasie ubiegłorocznego sympozjonu zostałam poproszona o przedstawienie kilkusetosobowej grupie okulistów problemów, z jakimi borykają się pacjenci ze schorzeniami siatkówki. Mówiłam także o naszym Stowarzyszeniu i prezentowałam nasz biuletyn.
Specyfika naszej organizacji polega na tym, że jesteśmy rozproszeni po kraju i na co dzień trudno jest utrzymywać stały kontakt. W lepszej sytuacji są młodzi korzystający z Internetu. Z roku na rok daje się zauważyć stały wzrost odwiedzin strony PSRP.
O tym, że Stowarzyszenie jest potrzebne świadczy liczba nadesłanych do PSRP deklaracji członkowskich - około 300. Praktycznie nie ma miesiąca aby nie zgłaszały się do nas nowe osoby poszukujące informacji i wsparcia. Ludzie ci kontaktują się z nami najczęściej przez telefon. Są to zazwyczaj długie, bardzo osobiste rozmowy. Inni, zazwyczaj młodsi, zadają pytania korzystając z naszej listy dyskusyjnej. W miarę naszych możliwości udzielamy porad na różne tematy dotyczące np. sprzętu rehabilitacyjnego ułatwiającego pracę, pomocy optycznych, problemów związanych ze szkołą i studiowaniem itd. Najważniejszym jednak pytaniem jest, czy istnieje już jakaś nowa, skuteczna terapia w retinitis pigmentosa, nowy lek albo możliwość przeszczepienia siatkówki, czy elektronicznego implantu zamiast niej? Niestety - do dziś nie opracowano skutecznej terapii i wszyscy musimy zmierzyć się z prawdą o tym, że nasza choroba jest nieuleczalna, postępująca, i ciągle ogranicza nasze funkcjonowanie.
Z drugiej zaś strony retinitis pigmentosa nie jest najgorszą z możliwych chorób. Nie boli, nie umiera się na nią i nie traci się wzroku nagle. Można zatem przystosować się i przygotować. Można i należy żyć aktywnie, godnie - w otoczeniu kolegów z PSRP.
W poprzednim numerze "RETINY" pisałam o moim poczuciu winy, że w ostatnich dwóch latach spadła aktywność naszej organizacji. Tłumaczyłam to zwiększonymi moimi obowiązkami wynikającymi z pełnionej przeze mnie funkcji dyrektora Polskiego Związku Niewidomych. Nie ukrywam, że przez pewien czas zastanawiałam się, czy można pogodzić obowiązki wynikające z obu tych funkcji i czy nie odbija się to niekorzystnie na PSRP.
Dziś wiem, że wiedza i doświadczenie jakie zdobyłam dzięki PSRP może w szerszym stopniu służyć naszym kolegom poprzez działalność Polskiego Związku Niewidomych, który ma o wiele większe możliwości oddziaływania. A przecież o to chodzi, aby budować partnerską współpracę pomiędzy różnymi organizacjami i aby ich działalność uzupełniała się, przynosząc korzyść ludziom. Dlatego dziś nie mam wątpliwości, że moja praca w PZN nie szkodzi PSRP. Mam nowe pomysły co do dalszej działalności naszej organizacji i mam nadzieję, że uda nam się wspólnie w czasie Walnego Zgromadzenia PSRP wypracować dobry plan na przyszłość.
Z przyjemnością informujemy, że zamierzamy zorganizować, przy okazji Walnego Zgromadzenia, kolejne seminarium z udziałem lekarzy i w ten sposób uaktualnić naszą wiedzę na temat możliwości terapii.
I na zakończenie chciałabym zasygnalizować jeszcze jeden ważny temat, do którego będę przekonywać członków Walnego Zgromadzenia. A mianowicie do zmiany nazwy naszego Stowarzyszenia na Retina-AMD Polska. Zmiana ta wydaje się w obecnych czasach niemal oczywista. Po pierwsze już wiele lat temu funkcjonujące na świecie organizacje chorych na retinitis pigmentosa przekształciły się w stowarzyszenia mające w nazwie łacińskie słowo retina - oznaczające siatkówkę. Jesteśmy zatem jedynym stowarzyszeniem mającym w nazwie retinitis pigmentosa. Po drugie - wśród naszych członków jest wiele osób z innymi schorzeniami siatkówki, jak np. zespół Stargardta, Bardeta-Biedla czy też duża grupa pacjentów z AMD, czyli zwyrodnieniem plamki żółtej. Wiele zachodnich stowarzyszeń, dla łatwiejszego szukania sponsorów, skorygowało swe nazwy, aby w przejrzysty sposób pokazać potencjalnym donatorom na czyją rzecz pracują. Nasze Stowarzyszenie jest organizacją grupującą ludzi z różnymi schorzeniami siatkówki i dlatego powinno dostosować swą nazwę do stanu rzeczywistego.
Na zakończenie chciałabym powiedzieć, co dla mnie znaczy PSRP. Poznałam tu wielu wspaniałych ludzi, dostałam od nich wiele ciepła, wsparcia i życzliwości. Uwierzyłam, że mimo już prawie całkowitej utraty wzroku moje życie może być wartościowe. Dziś wiem, że gdzieś są ludzie zagubieni i przerażeni swoim ślepnięciem, którym mogę pomóc.
Za to wszystko chciałabym Wam kochani podziękować.
Małgorzata Pacholec
Prezes Polskiego Stowarzyszenia
Retinitis Pigmentosa
Powrót
RETINA EUROPE YOUTH - SZTOKHOLM 2005
Spotkanie w Sztokholmie
Michał Dębiec
W 2005 roku członkowie Retina Europe Youth spotkali się w Sztokholmie. Chciałbym przekazać Czytelnikom coś więcej, niż tylko suchą relację, sprawozdanie z kolejnej tego typu imprezy. Dodaję swoje osobiste, subiektywne spostrzeżenia i przemyślenia. To spotkanie było wyjątkowe dla mnie z czterech powodów.
Po pierwsze było bardzo dobrze przygotowane (przez rok zajmowały się tym cztery osoby). Dodatkowo po raz pierwszy to ja prowadziłem obrady. Kolejny powód jest taki, że wreszcie nie byłem jedynym delegatem z Polski - pojechała również Marzena Pawlak, która jest w naszym Stowarzyszeniu RP, studiuje język angielski i jak wiele innych osób, czeka na zwycięstwo medycyny nad Stargardtem. Jest bardzo sympatyczna i inteligentna, więc nie miałem żadnych wątpliwości, czy sprawdzi się w roli wysłannika PSRP. Ostatni i najważniejszy fakt jest taki, że następne spotkanie (jeżeli podołam jego organizacji) odbędzie się w Polsce.
Kiedy wychodziliśmy z samolotu na płytę lotniska Skovsta w Szwecji, byliśmy bardzo przejęci. Oto już jutro spotkamy się z naszymi przyjaciółmi z organizacji REY. Piąte spotkanie, a ciągle czuję ten dreszczyk, jak za pierwszym razem w Atenach. Teraz jednak było nieco inaczej. Czułem obawy, ponieważ po raz pierwszy miałem przewodniczyć obradom. Mówiąc prościej, miałem tremę.
Lotnisko Skovsta oddalone jest od Sztokholmu o 2 godziny jazdy autokarem. Wbrew temu, o czym informowały tanie linie lotnicze, którymi lecieliśmy na spotkanie - zdecydowanie nie wylądowaliśmy w stolicy Szwecji... W Atenach Paweł Zadrożny i ja mieliśmy zapewniony odbiór z lotniska. Niestety, nasi szwedzcy gospodarze umówili się z nami w hotelu, do którego musieliśmy dostać się na własną rękę. Pamiętam, że kiedy gościliśmy młodzież z REY'a w Polsce, to położyliśmy duży nacisk na zapewnienie im bezpiecznego dotarcia do hotelu. Później w Paryżu i Nordvajku zwyczaj ten upadł. Niestety. Już na lotnisku mieliśmy spore kłopoty z zakupem biletów na autobus do Sztokholmu. Maszyna w ścianie nie chciała gadać po angielsku, preferowała zdecydowanie język spod znaku trzech koron... Dzięki pomocy rodaków lecących samolotem udało się nam w końcu wsiąść do odpowiedniego autobusu.
W Sztokholmie musieliśmy się odnaleźć w labiryncie metra, którego wszystkie linie krzyżują się na Dworcu Centralnym. Pojawił się też pewien problem ze znalezieniem hotelu ACCOME przy stacji Alvik, gdyż było już ciemno. Całe szczęście, że mieszkańcy tego pięknego kraju znają angielski. Podczas całego naszego tygodniowego pobytu w Szwecji, tylko raz zdarzyła się sytuacja braku znajomości angielskiego przez tubylca. W Polsce, jeszcze do niedawna, można by było te proporcje spokojnie odwrócić. Obecnie jest już lepiej, ale gdzie nam jeszcze pod tym względem do Szwedów!
Hotel okazał się bardzo komfortowym apartamentowcem. W pokojach Internet i ogrzewanie podłogowe. Obsługa hotelu bardzo miła. Gdy tam dotarliśmy było już około północy, więc nie pozostało już nic więcej jak tylko udać się do łóżka.
PONIEDZIAŁEK 1 SIERPNIA 2005
Śniadanie, jakże by inaczej - w formie szwedzkiego stołu - zjedliśmy w bardzo przytulnej, hotelowej jadalni. Spotkaliśmy tam Niemców: Markusa, Danielę, Knuta i Ditra oraz holenderską rodzinkę Van Der Wiel z Muriel. To nasi starzy przyjaciele z innych spotkań, więc nie pozostało nic innego, jak odświeżyć znajomość. W ich towarzystwie miło spędziliśmy poranek na pogaduszkach i wspomnieniach. Do późnego popołudnia powłóczyliśmy się z Marzeną po sklepach. Wieczorem, w pokoju szwedzkiej grupy (Kristin Sandvik, Asa Gunnarsdotter, Caisa Ramshage i Henrik Ruffel) rozpoczęło się rejestrowanie uczestników spotkania. Otrzymaliśmy plecaki z logiem "REY Stockholm 2005" i materiały konferencyjne, na które składała się książka "See bad, feel good" oraz opis schorzenia Retinitis Pigmentosa. Do tego teczka i przybory od sponsorów. Poza Unijnym Programem Młodzież dwie znane firmy farmaceutyczne: NOVARTIS SWEDEN i PFIZER SWEDEN zgodziły się zasponsorować czekające nas atrakcje. Pierwszą z nich była kolacja w tajskiej restauracji. Przyznam, że jedzenie było dobre, ale piekielnie ostre. Po zjedzeniu super ostrego łososia. Henrik i ja, z rozpalonymi do czerwoności gardłami i ziejąc niemal ogniem - wygłosiliśmy "płomienną" mowę powitalną. Obróciliśmy to w żart, a w ogóle atmosfera była bardzo sprzyjająca dowcipkowaniu i konwersacji. Po powrocie do hotelu buzie nadal nam się nie zamykały. Sala świetlicowa była niestety w remoncie, więc dyskusje toczyły się w najprzeróżniejszych miejscach. Najważniejsze, że byliśmy już w komplecie. Z Finlandii przybył Pekka i przywiózł "nowicjuszy" - Heli i Kaja. Rodzina Waldronów z Irlandii - Noreen, Dave i malutka Samantha. Z Norwegii same nowe twarze - Turr Inge, Kjell Thomas i Rune. Szwajcarię reprezentowali - Reto i Maja. Z Wielkiej Brytanii była Orli. Łącznie - 30 osób w wieku 20-40 lat.
WTOREK 2 SIERPNIA 2005
Po śniadaniu udaliśmy się wszyscy na zwiedzanie starówki. Kristin załatwiła nam bardzo ciekawego przewodnika. Był nim Ulf Bagge - siwy, długowłosy człowiek, z gitarą na plecach. Pokazywał przewodnik o bardach ze starówki, który sam napisał. Po fascynujących opowieściach o: królach, pożarach, morderstwach i kobietach nie najcięższych obyczajów Ulf wyjął z pokrowca gitarę i zagrał. Siedzieliśmy na ławeczkach w ciasnych uliczkach i słuchaliśmy piosenek ulubieńca Ulfa - Kornelisa oraz jego własne. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że Ulf jest postacią barwną i znaną w Szwecji. Kiedyś nawet był aresztowany za wykonywanie pacyfistycznych pioseniek (!).
Na obiad udaliśmy się do wielkiego centrum handlowego Ahlens, a stamtąd do Instytutu Axons. Jest to bardzo znana kuźnia masażystów. Mieliśmy okazję spróbowania zabiegów akupresury, birmy i sziatsu. Na koniec trener, który również miał ubytek wzroku, uczył nas technik wykonywania masażu. Trzy godziny minęły bardzo szybko. Zwiedziliśmy też klinikę masażu i powróciliśmy do ulubionego zajęcia, czyli gadania...
ŚRODA 3 SIERPNIA 2005
I znów pobudka o ósmej... Ale jeszcze sił i zapału było w nas sporo. Zebraliśmy się o dziewiątej w recepcji i wyszliśmy na dalszy podbój Szwecji. Tego dnia w planie mieliśmy zwiedzanie Muzeum Upośledzonych Wzrokowo. Po angielsku brzmi to "museum of visually impared". Lubię nawet tą nazwę w oryginale. Nie kojarzy się tak źle jak w Polsce. Wolimy mówić, że jesteśmy niepełnosprawni ze względu na wzrok niż jakkolwiek upośledzeni. Tym niemniej VISUALLY IMPARED to bardziej wymowna nazwa. Wracając do wątku - w muzeum mnóstwo eksponatów, używanych przez niewidomych na przestrzeni wieków. Oprowadzał nas niewidomy chłopak - pianista bluesowy Joachim. Ciekawa była komnata symulacyjna. Wchodząc tam, przenieśliśmy się do świata ciemności. Bez światła należało przejść istny tor przeszkód - ruchome platformy, dziwne dźwięki, wiatr, zwisające z sufitu grzechotki... I kiedy już byłem pod koniec, kiedy już widziałem światełko w tunelu... przewróciłem się na poduszki pod nogami, a moje czoło napotkało dyndający worek bokserski.
Ciekawy pomysł na wzbudzanie empatii...
Odpoczynek na Starówce - Kristin (Szwecja), Daniela (Niemcy), Naomi (Szwecja), Marzena (Polska).
|
Lunch zjedliśmy w świetlicy mieszkania Kristin i poszliśmy na salę gimnastyczną. Wpierw lekcja judo dla słabowidzących i niewidomych. Tam też nauczyłem się latać... Nie sądziłem, że Marzena ma tyle siły. Następnie instruktor, posiadacz czarnego pasa, pokazał grupie jak wykorzystać ścianę do wbicia mnie w ziemię... Proszę, nie każcie mi szczegółowo tego tłumaczyć. Wszystko działo się tak szybko, że za nic nie pamiętam, co się stało od momentu ciosu wyprowadzonego w stronę instruktora do obserwacji konstelacji gwiazd przed oczami. Normalnie RP uniemożliwia mi widzenie gwiazd, ale tym razem widziałem je bardzo wyraźnie.
Później rozegraliśmy mecz goal-balla. Dla tych, którzy nie mieli nigdy okazji zobaczyć takiego meczu należy się kilka informacji. Gra odbywa się na boisku, piłka jest jedna (ciężka, z dzwonkiem w środku), a bramki są dwie (szerokości całego boiska). Piłka jest turlana w stronę bramki przeciwnej drużyny, czyli trzech graczy z zasłoniętymi oczami. Przeciwnik powinien położyć się, słysząc, że piłka leci w jego stronę, by uniemożliwić jej wpadnięcie do bramki. Każdy zawodnik ma ochraniacze na kolanach i łokciach. Organizatorzy nie pomyśleli o jeszcze jednej części męskiego ciała, którą można by ochraniać... Na szczęście nikomu nic się nie stało.
W świetnych humorach udaliśmy się na kolację do Kristin. Był pyszny kurczak, sałatka i lody na deser. Zagadaliśmy się nieco. W hotelu kontynuowaliśmy pogaduchy. Skończyły się późno, a właściwie... wcześnie, bo gdy wróciłem do pokoju było już jasno.
CZWARTEK 4 SIERPNIA 2005
Znów pobudka o 8. Nieco cięższa niż poprzednie... Po śniadaniu udaliśmy się do instytutu dla upośledzonych wzrokowo. Tam mieliśmy krótkie szkolenie o sprzętach komputerowych dla niewidomych. Pokazano nam też inne ciekawe gadżety. Przypadł mi do gustu budzik z ogromną wibracją. Wkłada się ją pod poduszkę. Podobno nadzwyczaj skutecznie budzi... Pomyślałem, że przydałby się taki mojemu bratu, który co prawda wzrokowych problemów nie ma, ale za to chyba słuchowe owszem - jeśli chodzi o budzenie.
Dowiedzieliśmy się, że orzeczenie o upośledzeniu wydane przez ten instytut, pozwala na uzyskanie od nich wszystkich przydatnych sprzętów bez opłat. Niepełnosprawni z pierwszą grupą mają prawo do bezpłatnej podróży taksówką w dwie strony z domu do szkoły lub pracy. Marzę o takim rozwiązaniu w Polsce.
Lunch zjedliśmy w parku na biwaku. Następnie poszliśmy do bloku fundacji niewidomych. Jej głównym działaniem jest wynajmowanie mieszkań za 1/5 ceny w centrum Sztokholmu osobom niewidomym. Wszystkie mają połączenie z Internetem i wyposażone są we wszystkie możliwe pomoce. Kolejne marzenie, poza bezpłatną taksówką, o podobnych rozwiązaniach w Polsce!
Tego samego dnia w świetlicy odbyło się spotkanie ze słynnym w Szwecji, niewidomym z RP, dziennikarzem i prezenterem TV - Tappasem. Opowiadał o oswajaniu się z tym stanem i o zabawnych sytuacjach, jakie mu się przydarzały. Trudno streścić to wystąpienie, ale taki jest ogólny sens. Tappas wykazał się niesamowitym poczuciem humoru i misji uświadamiania ludziom konieczności akceptacji siebie.
Po kolacji w greckiej tawernie poszliśmy do starego znajomego z innych spotkań REY'a - Mathiasa. Tam bawiliśmy się do drugiej w nocy. Powróciliśmy do hotelu taksówkami i udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.
PIĄTEK 5 SIERPNIA 2005
W świetlicy kamienicy fundacji spotkaliśmy się z naukowcem instytutu w Lund. Podsumował aktualny stan badań naukowych na świecie nad naszą chorobą. Nie wniósł nic nowego do mojej wiedzy. Czekamy nadal... Naukowcy są coraz bliżej obiecujących rozwiązań. Ciekawą informacją podzielił się ze mną Dave Waldron. Instytut ASPER BIOTECH z Estonii opracował już specjalny rodzaj chipa w wypadku Stargardta. Wysłanie do nich próbki krwi będzie równoznaczne z otrzymaniem kompletnej analizy genetycznej i diagnozy. Odpowiedź na pytania: czy jestem chory, jak to się dziedziczy, którą odmianę choroby mam oraz które geny są uszkodzone jest teraz możliwa do ustalenia za stosunkowo niewielką cenę (koło 150 euro).
Rozpoczęły się bardzo szeroko zakrojone badania i wywiady, mające na celu opracowanie analogicznego chipa dla chorych RP. Retina International i jej członkowie finansują te badania, by sklasyfikować wszystkie odmiany RP. Naukowcy znają już ponad 30, ale uważają to za niepełną połowę. Teraz przez dwa lata zostanie przebadanych tysiące chorych na RP. Niestety nie w Polsce, bo lekarze, do których dotarłem nie byli zainteresowani tym problemem. Po opracowaniu chipa będzie można na podstawie próbki krwi bez trudu określić, którą ze znanych odmian choroby posiadamy i w jaki sposób jest i będzie ona dziedziczona. Może to również w przyszłości służyć do opracowywania ewentualnych terapii.
Po południu, w parku - przedstawienie. Ponieważ było po szwedzku, nic nie rozumiałem i za nic nie pamiętam tytułu sztuki. Zabawa mimo to była przednia.
Wieczór spędziliśmy w ciekawym barze CRAZY HORSES, gdzie jadłem najlepszego w życiu steka w sosie pieprzowym.
SOBOTA 6 SIERPNIA 2005
Sobota była najważniejszym dniem dla Retina Europe Youth. Trzeba było ustalić parę istotnych spraw.
Prowadziłem obrady przy pomocy Dave'a, bardzo pomogły mi też Noreen i Jacqueline - z sekretariatu REY'a. Rozpoczęliśmy od podsumowania poprzedniego spotkania w Nordvajk. Markus, jako były przewodniczący REY'a, został oficjalnie poproszony o sporządzenie podsumowania.
Konkluzja była taka, by jednak spotkania młodzieżowe odbywały się w tańszych miejscach niż w Holandii. Przy tej okazji wprowadziliśmy zasadę, że wyjazd na kongres powinien mieścić się cenowo w granicach 250 euro + transport.
Wyprawa na kajaki: Dieter (Niemcy), Kes (Norwegia), Jacqueline (Holandia), Reto (Szwajcaria), Nathalie (Holandia), Henrik (Szwecja), znajomy jednej z osób - "bezimenny", Muriel (Holandia), Caisa (Szwecja), mama znajomego, Dave (Irlandia), Maja (Szwajcaria), Noreen z Samanthą (Irlandia), Orly (Wielka Brytania).
|
Kolejnym punktem było omówienie aktualnych spraw. Rozmawialiśmy o tym, w jaki sposób Szwedzi zdobywali fundusze oraz jakie wymogi trzeba było przy tych procedurach spełnić. Przyszłość okazała się najtrudniejszym zagadnieniem. Ponieważ w październiku 2006 roku odbywać się będzie w Rio de Janeiro kongres Retina International, delegaci REYa z innych krajów nie zgodzili się na organizację następnego spotkania młodzieży, Powodem były koszty. Stowarzyszenia RP potrzebują pieniędzy na wysłanie swoich delegatów do Rio. Będą zajęte poszukiwaniem środków na ten cel i nie mogą już zająć się organizacją spotkania. Powierzono mi tą misję.
NASTĘPNE SPOTKANIE RETINA EUROPE YOUTH ODBĘDZIE SIĘ W POLSCE! To mnie nawet ucieszyło, bo jest to świetna okazja to integracji naszej młodzieży. Przez to, że koszty podróżowania są spore, dotychczas tylko Marzena, Paweł i ja mogliśmy uczestniczyć w spotkaniu. Teraz będzie duża szansa dla innych. Ustaliliśmy, że będzie to tydzień podczas wakacji, gdzieś w Polsce. W 2007 roku gościć nas będą Norwegowie, a w 2008 Finlandia organizuje ogromny kongres Retina International i REY. Później pora na Niemców. Ustaliliśmy, że grafik zjazdów tworzony będzie z wyprzedzeniem dwuletnim.
Na koniec dyskutowaliśmy o stronie internetowej REY'a. Wymaga ona dalszego dopracowania.
Jako osobie prowadzącej obrady trudno mi obiektywnie ocenić ich przebieg. Wiele satysfakcji sprawiło mi to, że wywiązała się interesująca dyskusja, w której każdy przedstawił własne poglądy i spostrzeżenia. Spotkanie było z pewnością motywujące do dalszych działań. Przywiozłem do Polski całą teczkę wniosków, które posłużą mi w bieżącym roku do organizacji spotkania REY'a i przeprowadzenia kolejnych obrad.
Wieczorem spotkaliśmy się z seksuologiem, który potrafił w bardzo dowcipny sposób przeprowadzić z nami dyskusję na temat seksualności niepełnosprawnego. I nie tylko.
Rozluźnienie podczas kolacji w greckiej tawernie uświadomiło mi, jak wielki stres odczuwałem przed tymi obradami i jak bardzo jestem zmęczony. Tej nocy rozmowy były już znacznie krótsze.
NIEDZIELA 7 SIERPNIA 2005
Rankiem odbyło się malutkie szkolenie w hotelu na temat Programu Młodzież. Następnie udaliśmy się popływać na kajakach. Instruktor powiedział mi, że bardzo się denerwowali, jak sobie poradzimy. Jednak on i jego współpracownicy byli z nas dumni. Pływaliśmy przez parę godzin, grillowaliśmy. W międzyczasie wymienialiśmy adresy.
I tak, w miłej atmosferze, zakończyło się piąte spotkanie Retina Europe Youth w Sztokholmie.
Dostałem tego dnia wiadomość od ojca, że lotnisko, na którym mieliśmy lądować jest ewakuowane, bo jakiś kretyn podłożył wirtualną bombę, której nie wirtualnie należało z obowiązku odszukać. O pierwszej w nocy bezpiecznie wylądowaliśmy. Mogliśmy odpocząć po trudach i emocjach.
Nasi szwedzcy przyjaciele bardzo dobrze przygotowali się do imprezy REY'a. Dla mnie jedynym minusem było to, iż musieliśmy dotrzeć sami do hotelu. Trudno jednak wymagać, by ktoś jechał po nas na tak odległe lotnisko. Program był bardzo napięty, bogaty i pełen fantastycznej zabawy.
Mamy teraz wysoko ustawioną poprzeczkę na organizowanie spotkania REY'a w tym roku w Polsce. Zainteresowanych proszę o kontakt ze mną i pomoc w pracach organizacyjnych. Teraz czas na nas.
Powrót
MEDYCYNA - BADANIA NAUKOWE
Spowolnienie rozwoju choroby RP - nowe wyniki badań nad stosowaniem terapii z wit. A
dr Alan Laties - Przewodniczący Fundacji Fighting Blindness ds. konsultacji naukowych
tłumaczenie i opracowanie - Michał Dębiec
Laboratorium naukowe zajmujące się badaniami nad barwnikowym zwyrodnieniem siatkówki "Barman-Gund" przy Akademii Medycznej Harvard'a zakończyło właśnie drugą serię testów klinicznych nad stosowaniem suplementów żywieniowych, mających słu- żyć potencjalnej terapii w retinitis pigmentosa.
Pierwsza faza badań ukończona została w 1993 roku. Okazało się wówczas, że stosowanie witaminy A ma pozytywny wpływ na siatkówkę. Fundacja Fighting Blindness i Narodowy Instytut Wzroku USA zalecał większości dorosłym pacjentom przyjmowanie dziennej dawki 15.000 jednostek witaminy A. Nie do końca zrozumiały był mechanizm działania tej terapii. Udowodniono jednak spowolnienie rozwoju choroby na przestrzeni kilku lat.
Obecnie zakończona została druga faza badań. Miała ona wykazać czy DHA (kwasy tłuszczowe - Docosahexaenoic Acid), stosowane jako suplement diety z witaminą A, mogą również mieć korzystny wpływ na proces hamowania rozwoju retinitis pigmentosa. Rezultaty badań przedstawione zostały w dwóch raportach wydawnictwa American Medical Association z roku 2004. Autorem raportów jest dr Eliot L. Berson.
Pozytywne wyniki pierwszej fazy dopiero po latach zostały uznane jako udowodnione. Jak zawsze w takich wypadkach, należy podchodzić do teorii medycznych z ostrożnością, pamiętając, że udowodnienie każdej z nich jest procesem długofalowym i musi podlegać weryfikacji klinicznej.
Druga faza badań wykazała, że stosowanie DHA może pozytywnie wpływać na oddziaływanie witaminy A w spowolnieniu przebiegu retinitis pigmentosa. Badania były przeprowadzane na dwóch grupach pacjentów: tych, którzy już brali witaminę A oraz takich, którzy jej nie brali. W pierwszej grupie nie osiągnięto tak dobrych efektów, jak u pacjentów, którzy dopiero zaczęli zażywać witaminę A razem z DHA.
Dokładnie nadzorowano dietę, która zawierała ryby bogate w kwasy tłuszczowe DHA (najwięcej zawierają go ryby tłuste, takie jak: tuńczyk, makrela, sardynka, łosoś, pstrąg). Wykazano, iż utrata widzenia jest spowolniona u osób z podwyższonym poziomem DHA we krwi.
Wyniki badań dr Bersona oraz dyskusja, co do stosowania terapii będzie publikowana na stronie internetowej Fundacji Fighting Blindness, link: www.blindness.org.
Powrót
MEDYCYNA - BADANIA NAUKOWE
Geny na długowieczność?
Jacek Kubiak GW; Nature
Ilość kalorii ma wpływ nie tylko na nasze zdrowie, ale i na długość życia.
|
Drożdże i myszy żyją dłużej, gdy ograniczy się im dietę. Ostatnie odkrycia genetyków pozwalają lepiej zrozumieć tę zależność. Czy zaowocują lekami przeciwko cukrzycy, a może pigułką przedłużającą życie bez konieczności głodzenia się?
Gdyby każdorazowe ochłodzenie klimatu, brak wody lub niedostatek pokarmu powodowały masową śmierć organizmów nie potrafiących przystosować się do nowych warunków, Ziemia byłaby od dawna pozbawiona wszelkiego życia. Dlatego zmiany aktywności genów w odpowiedzi na pojawienie się i zanikanie stresotwórczych czynników występują we wszystkich organizmach.
Na łamach "Nature" amerykański zespół biologów, kierowany przez Pere Puigservera z Johns Hopkins University w Baltimore, wykazał, że ten odwieczny mechanizm dotyczy także wyczuwania przez komórki ludzkiej wątroby braku dostępnego pokarmu, czyli cukrów. Do tej pory sądzono, że poziom cukrów we krwi zwiększa się lub obniża wyłącznie dzięki zmianom poziomu zawartych w niej hormonów - insuliny i glukagonu. To one właśnie miały dyktować wątrobie, czy ma korzystać z zapasów, czy wręcz przeciwnie - skrzętnie je gromadzić.
Amerykanie wykazali, że niezależnie od poziomu tych hormonów każda komórka wątroby ma swój autonomiczny system wykrywania cukrów w najbliższym sąsiedztwie. Tak właśnie dzieje się u organizmów jednokomórkowych, które nie mają przecież układu hormonalnego. W dodatku geny aktywowane w wątrobie, gdy brakuje tam cukru, są podobne do genów jednokomórkowych drożdży i mikroskopijnych nicieni. Jednym z nich jest SIRT1, którego odpowiednik u niższych organizmów nosi nazwę SIR2 lub SIR2.1.
Z badań ekipy Puigservera wynika, że u poszczących myszy bardzo szybko uaktywnia się właśnie ten gen. Przybywa wówczas w komórkach wątroby - hepatocytach - białka SIRT1. Aktywuje się też inny gen o nazwie PGC-1alfa. Ilość jego białkowego produktu w wątrobie też szybko wzrasta. Okazało się, że oba białka współdziałają ze sobą w informowaniu komórek wątroby, iż należy zwiększyć produkcję glukozy. Dzieje się to poprzez włączenie odpowiednich genów hepatocytu zaangażowanych w syntezę tego cukru. Dla biologów największym zaskoczeniem był brak najmniejszego udziału układu hormonalnego, co oznacza, że taki sposób regulacji metabolizmu cukrów przetrwał w niewiele zmienionej formie w komórkach człowieka miliony lat ewolucji - od czasów jednokomórkowców.
Młodość nie musi ściśle wiązać się z metryką.
|
Na tym jednak nie koniec niespodzianek - gen SIRT1 (tak jak jego odpowiedniki u drożdży i nicieni) jest bowiem jednym z głównych genów odpowiedzialnych za długowieczność. Wiadomo od kilku lat, że drastyczne ograniczenie kalorii w diecie znacznie wydłuża życie. Odkrycie, że SIRT1 jest również niezależnym od insuliny i glukagonu regulatorem produkcji cukrów w wątrobie, pozwala snuć domysły, co łączy długowieczność i ograniczone spożycie pokarmów: post może przedłużać życie, zwiększając aktywność genu SIRT1. Nie jest to jednak jedyna hipoteza. Kontrola produkcji cukrów i przedłużanie życia mogą jeszcze okazać się procesami niezależnymi - drastyczne ograniczenie pokarmu może bowiem oznaczać zmniejszenie ilości wchłanianych trucizn.
Odkrycie roli SIRT1 w regulacji zawartości cukrów w komórkach wątroby jest szczególnie cenne dla diabetyków. Skoro bowiem istnieje niezależna od insuliny regulacja metabolizmu cukrów, to być może uda się to wykorzystać w leczeniu cukrzycy? Przyszłe leki regulujące aktywność tego genu mogą zastąpić podawanie insuliny lub wspomagać jej działanie, co pozwoli zmniejszyć częstotliwość zastrzyków.
Jeszcze bardziej pobudza wyobraźnię perspektywa możliwości wykorzystania tego genu, by wydłużyć nasze życie. Jeśli udałoby się aktywować SIRT1 w innych tkankach niż wątroba i to niezależnie od ilości cukru we krwi, to moglibyśmy przechytrzyć naturę do tego stopnia, że udałoby się przedłużyć nasze życie bez poświęceń w postaci drastycznej diety. Tu jednak pojawia się sporo wątpliwości - manipulowanie aktywnością wybranych genów może łatwo rozregulować precyzyjny system kontroli organizmu, a to z kolei wywołać różne choroby i w konsekwencji życie nam skrócić.
SIRT1 odgrywa zapewne w organizmie znacznie szerszą rolę niż tylko udział w kontrolowaniu ilości cukrów. Współdziałając z genem o nazwie FOXO3 bierze udział w reperowaniu uszkodzeń DNA, oczyszcza komórki z nadmiaru szkodliwych wolnych rodników oraz wpływa na tempo namnażania się i obumierania komórek. Te, a zapewne i inne nieznane jeszcze funkcje chroniące komórki przed różnymi rodzajami stresu też mają przecież wpływ na długość naszego życia.
Już dziś znamy specyfiki pobudzające działanie SIRT1. Jednym z nich jest resveratrol - polifenol obecny w sporych ilościach w czerwonym winie. Przed rokiem wykazano, że zarówno drożdże, nicienie, muszki owocowe jak i komórki człowieka hodowane in vitro żyją dłużej, jeśli podaje się im tę substancję. W dodatku efekt ten nie zależy u nich od ilości spożywanego pokarmu.
SIRT1 nie jest też jedynym genem odpowiedzialnym za długość życia. Prof. Andrzej Bartke z Southern Illinois University School of Medicine, absolwent UJ, opisał przed czterema laty w "Nature", że karłowate myszy ze zmutowanym genem PROP1, który zmienia gospodarkę hormonalną przysadki mózgowej, też żyją dłużej od zwykłych osobników. Co więcej, długość ich życia wzrasta jeszcze bardziej, gdy drastycznie ograniczy się im pokarm. Prof. Bartke uważa, że mniejsza liczba spożywanych kalorii spowalnia proces starzenia, natomiast zmutowany gen PROP1 proces ten opóźnia. Gdyby udało się spowolnić proces starzenia (aktywując gen SIRT1 lub aplikując niskokaloryczną dietę) i równocześnie go opóźnić (manipulując aktywnością genu PROP1), to starość mogłaby nadchodzić bardzo późno i trwać bardzo krótko.
Możliwe jednak, że za dłuższe życie będziemy musieli zapłacić przestrzeganiem ścisłej diety lub karłowaceniem. Czy wówczas będziemy tego pragnąć równie gorąco jak dzisiaj, gdy marzenie to ciągle pozostaje nieosiągalne?
Powrót
REHABILITACJA
Techniczne środki dydaktyczne w moim życiu
Małgorzata Pacholec
Jest wiele przyczyn z powodu, których ludzie tracą wzrok stopniowo. Jedną z nich jest retinitis pigmentosa, czyli zwyrodnienie barwnikowe siatkówki. Choroba ta jest uwarunkowana genetycznie, w skrócie polega na nieprawidłowym metabolizmie w komórkach siatkówki w wyniku, czego dochodzi do ich obumierania. Proces ten zachodzi w sposób ciągły, choć niejednakowy w danych jednostkach czasowych i nieidentycznie u różnych pacjentów. Zazwyczaj dzieci z tą chorobą w pierwszej dekadzie życia funkcjonują podobnie jak ich pełnosprawni rówieśnicy. Problemy pojawiają się w miarę upływu czasu i w miarę zwiększania się obowiązków szkolnych.
Retinitis pigmentosa uszkadza pole widzenia. U niektórych pole to zawęża się w sposób lunetowy - osoby te zatem teoretycznie nie mają problemów z czytaniem nawet bardzo drobnego druku, mają za to problemy w swobodnym poruszaniu się w przestrzeni. Inni tracą centralne pole i wtedy zaczynają się kłopoty z czytaniem, pisaniem, śledzeniem poruszających się obiektów itp.
Wszyscy źle widzą o zmierzchu i w zmieniających się warunkach pogodowych. W związku z tym, że choroba ta postępuje raczej powoli, chory przystosowuje się do pogarszającego widzenia. Opóźnia to czas w którym rodzice, czy inni dorośli orientują się w istocie trudności dziecka czy młodego człowieka.
Większość dzieci z retinitis pigmentosa uczy się w szkołach ogólnodostępnych i choć mają poważne problemy z widzeniem bardzo rzadko zaopatrzone są w odpowiednie pomoce ułatwiające funkcjonowanie, a przede wszystkim ułatwiające naukę. Szacuje się, że w Polsce jest około 10.000 osób z tym schorzeniem. Jedną z nich jestem także ja.
Znam wiele osób z retinitis pigmentosa, którym choroba tak jak mnie odbierała sprawność, samodzielność i poczucie wartości.
Miałam 6 lat kiedy rodzice zauważyli, że mam pewne problemy z widzeniem, Na wieczornych lekcjach muzyki w słabym sztucznym oświetleniu nie nadążałam z czytaniem nut. Lekarze bardzo szybko postawili prawidłową diagnozę, choć w tamtych czasach wiedza na temat tej rzadkiej choroby była znikoma. Niestety moi rodzice nigdy od lekarzy nie dowiedzieli się, co to jest retinitis pigmentosa, jakie są tego schorzenia objawy i konsekwencje oraz jak się należy przygotować na przyszłość.
Uczyłam się w zwykłych szkołach wśród pełnosprawnych kolegów. Jedyną pomocą, jaką mi zapewniono, to siedzenie w pierwszej lub drugiej ławce. Byłam dobrą uczennicą lecz były także trudne chwile związane z pogarszającą się sprawnością czytania. Wypracowałam zatem własny system sztuczeki wykrętów pozwalający mi na utrzymanie w tajemnicy moich kłopotów z widzeniem.
Gdy miałam mniej więcej 27 lat nie mogłam już odczytać swojego pisma, a nawet zwykłego wyraźnego druku. Był to najgorszy czas w moim życiu. Byłam świeżo upieczonym magistrem politologii i czułam, że nie podołam dalszej pracy w szkole, którą bardzo lubiłam.
Brak dostępu do książek był dla mnie degradacją. Czułam się, jak wykształcony analfabeta i nieuczciwy posiadacz dyplomu Uniwersytetu Warszawskiego.
Przypadek sprawił, że trafiłam do Polskiego Związku Niewidomych, gdzie odkryłam dla siebie całkiem nowe możliwości. Po pierwsze znów miałam dostęp do literatury. Biblioteka książek mówionych to bez przesady - największe dobrodziejstwo dla osób nie mogących samodzielnie czytać. Po drugie nauczyłam się brajla i bezwzrokowej techniki pisania na maszynie czarnodrukowej, co pozwoliło mi znów myśleć o sobie, jak o osobie wykształconej.
Prawdziwym przełomowym wydarzeniem w moim życiu było poznanie komputerowych technik pracy z zastosowaniem mowy syntetycznej. Od tego czasu, tj od 12 lat mam poczucie niezależności. I mimo tego, że mój wzrok z roku na rok coraz bardziej pogarsza się - to paradoksalnie - z roku na rok staję się bardziej sprawna i samodzielna w dostępie do informacji. Od trzech lat korzystam z Internetu i poczty elektronicznej.
Pogarszający się wzrok odbiera mi teraz inną umiejętność, a mianowicie sprawność poruszania się. Do niedawna zachowane peryferyjne pole widzenia pozwalało mi na w miarę samodzielną mobilność. W znanym terenie poruszałam się pewnie i szybko. Dobra orientacja przestrzenna ułatwiała mi docieranie w nieznane miejsca wg instrukcji opartej o zasady sporządzania schematycznego rysunku czy planu.
Od kilku lat muszę już używać białej laski, jeśli chcę zachować bezpieczeństwo i samodzielność w poruszaniu się po ulicy. Zauważyłam, że coraz niechętniej wybieram się w mniej znane miejsca. Szczególnie obawiam się zagubienia na dużych przestrzeniach. Ten lęk hamuje mnie i sprawia, że kolejny raz zmuszona jestem do rezygnowania z pewnych form aktywności i upodobań.
Moją pasją zawsze były podróże i zwiedzanie różnych atrakcji turystycznych. Obecnie brak możliwości objęcia spojrzeniem dużych obiektów architektonicznych jest dla mnie frustrującym doznaniem.
Bardzo często problem edukacji dzieci niewidomych i słabo widzących sprowadza się do zagadnienia pisania oraz czytania oraz dostępu do informacji. Nowoczesne techniki komputerowe, choć jeszcze bardzo drogie, rozwiązują ten problem w sposób niemal całkowity. Należy jednak zaznaczyć, że jest to dostęp do informacji słownej, opartej często na skomplikowanych pojęciach abstrakcyjnych.
Dysfunkcja wzroku bardzo poważnie ogranicza ludzkie poznanie i nadmierny werbalizm nie może zastępować wielozmysłowego edukowania. Kilkanaście lat temu wywarło na mnie duże wrażenie wyznanie pewnej niewidomej, wykształconej amerykanki. Była już dorosłą osobą, gdy dowiedziała się, że samolot leci nie machając skrzydłami. Osoby niewidome i słabo widzące mają wiele podobnych luk i niedokładności w wiedzy o świecie. Dlatego bardzo ważne jest, aby szczególnie dzieciom zapewnić w procesie edukacji maksymalną poglądowość poznania.
Ludzie widzący epatowani są ze wszystkich stron informacją wizualną. My niewidomi - jesteśmy jej pozbawieni. Obecnie została opracowana nowa, stosunkowo prosta technika sporządzania rysunków wypukłych, w tym także planów i map. Jestem przekonana, że jest to nowa szansa dla takich osób, jak ja w przezwyciężaniu niesprawności i w wypełnianiu luk w wiedzy na temat otaczającej nas rzeczywistości.
To czy niewidomi będą mogli skorzystać z tej szansy, zależy jednak od wielu czynników, wśród których niebagatelnym jest problem funduszy i to, czy znajdzie się dostatecznie duża liczba osób rozumiejących celowość takich wydatków.
Kiedyś byłam w Barcelonie i zwiedzałam zaprojektowany, przez Gaudiego kościół Sagra Familia. Niestety nie mogłam ogarnąć wzrokiem tej dziwnej budowli i nie pojęłam uważanego za fenomen architektury zamysłu artysty. Może kiedyś dane mi będzie obejrzeć model czy makietę tego obiektu, a może przyjdzie czas, że obejrzę rysunki wypukłe przedstawiające światowe cuda architektury?
Powrót
ZDROWE ŻYWIENIE - DIETETYKA
Dieta wysokotłuszczowa dr. Kwaśniewskiego a cukrzyca
dr Jacek Bujko - Zakład Dietetyki Wydziału Nauk o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji SGGW
Co tam masz na talerzu...?
|
Cukrzyca jest chorobą, w której w wyniku braku lub niedoboru własnej insuliny zaburzona jest przemiana takich składników odżywczych jak: glukoza, aminokwasy, kwasy tłuszczowe. W takich warunkach składniki te nie mogą być wprowadzone do większości komórek organizmu - zwłaszcza mięśniowych, tłuszczowych, wątrobowych. Tylko komórkom mózgu, nerek i czerwonym krwinkom insulina nie jest w tym celu potrzebna.
Dieta wysokotłuszczowa, która jednocześnie jest niskowęglowodanową, była stosowana w żywieniu diabetyków z konieczności, w czasach kiedy nie znano jeszcze insuliny. Dzięki temu uzyskiwano obniżenie poziomu glukozy we krwi. Nadal jednak nie chroniło to przed rozwojem późnych powikłań cukrzycy, a nasilało hipoglikemię i kwasicę metaboliczną. Stąd, po zastosowaniu insuliny zrezygnowano z żywienia diabetyków dietą wysokotłuszczową, a zastosowano dietę zbilansowaną, zapobiegającą powikłaniom choroby.
Generalne założenia diety wysokotłuszczowej dr Kwaśniewskiego: proporcje składników odżywczych w diecie powinny być takie same jak w organizmie człowieka czyli ilość tłuszczu 3-krotnie większa niż białka i 5-7-krotnie większa niż węglowodanów. Tłuszcz, jako najlepsze, skoncentrowane paliwo, dostarcza w tej diecie 70-80% energii. Ilość węglowodanów oraz białka nie powinna przekraczać 50 g dziennie. Zalecana kaloryczność diety to ok. 2000 kcal. W praktyce sprowadza się to do spożywania dwóch, trzech posiłków dziennie, przy czym jada się wówczas, kiedy jest się głodnym a przestaje kiedy odczuwa się sytość.
Dr Kwaśniewski, zakładając że człowiek przystosowany jest do spożywania głównie produktów zwierzęcych, te właśnie produkty zaleca, preferując jak najbardziej tłuste:
- z mięsnych: najlepiej wieprzowe i wszystkie podroby, z drobiu - gęś i kaczkę, lecz również tłuste ryby,
(np. makrela, łosoś)
- z produktów mlecznych: tłuste sery i śmietanę, a mleko w ilości nie większej niż 500 ml (z uwagi na zawartość cukru mlekowego);
- jaja zalecane są w ilości powyżej 4 sztuk dziennie.
Z PRODUKTÓW ROŚLINNYCH:
- wskazane nasiona bogate w tłuszcz, np. ziarna słonecznika, orzechy;
- dozwolone wszystkie warzywa i grzyby, ale w ilości nie przekraczającej 300 g dziennie;
- dozwolona ilość ziemniaków to 1 sztuka dziennie - najlepiej odsmażona lub w postaci frytek;
- zalecane jest wyeliminowanie wszystkich produktów zbożowych oraz suchych nasion roślin strączkowych;
- zalecana rezygnacja ze słodkich owoców, a okresowo dopuszczone mniej słodkie, takie jak: agrest, porzeczki, maliny, poziomki, truskawki - ich ilość nie może jednak przekraczać 300 g dziennie i powinna wówczas zastępować mleko;
- wyeliminować też trzeba: kisiele i budynie, syropy, kompoty, dżemy, miód oraz słodycze i ciasta.
Do wszystkich potraw zalecany jest duży dodatek tłuszczu, zwłaszcza masła, smalcu, słoniny, ale również olejów, margaryn i majonezu. Ogranicza się bardzo stosowanie soli. Wskazana jest przy tym duża ilość niesłodzonych płynów, np. kawy, herbaty, rozcieńczonych soków owocowych.
Dr Kwaśniewski uważa, że podstawową przyczyną wielu chorób jest duże spożycie węglowodanów, przy jednoczesnym dużym spożyciu tłuszczu. Swoją dietę poleca jako sposób żywienia w profilaktyce i leczeniu wielu chorób, m.in. miażdżycy, otyłości, również cukrzycy typu 1 i 2. Taką opinię wyraża w swoich książkach i potwierdza opisami pacjentów. Przypadków tych nie udokumentował jednak w sposób naukowy.
A tymczasem znanych jest wiele informacji o spotykanych skutkach żywienia dietą dr. Kwaśniewskiego, takich jak: stany zapalne trzustki, zaburzenia w pracy wątroby (np. stłuszczenie) oraz zaburzenia widzenia. Niestety, informacje te nie są również udokumentowane naukowo, lecz przekazywane przez lekarzy tylko ustnie.
Dodatkową ostrożność w stosowaniu diety wysokotłuszczowej nakazuje brak danych populacyjnych o konsekwencjach długotrwałego (kilkudziesięcioletniego) jej stosowania. Niemożliwe jest bowiem przeprowadzenie takich obserwacji, gdyż żadna z cywilizowanych populacji nie rozwinęła podobnego sposobu żywienia. Owszem, naturalnym plemieniem żywiącym się dietą wysokotłuszczową są Eskimosi. Trzeba jednak uwzględnić ich ścisły związek ze środowiskiem, znacznie wyższą aktywność fizyczną oraz fakt, że w ten sposób odżywiają się od tysięcy lat i wytworzyli odpowiednie mechanizmy przystosowawcze.
Wprawdzie nie stwierdza się u nich występowania miażdżycy czy cukrzycy w stopniu zbliżonym do społeczeństw rozwiniętych, to jednak cierpią na wiele innych chorób i żyją znacznie krócej.
Alternatywa dla schabowego?
|
Jednak, wraz z rozwojem cywilizacyjnym i wzrostem dochodu społeczeństw obserwuje się zwiększone spożycie produktów zwierzęcych kosztem roślinnych. Prowadzi to do nadmiernego spożycia tłuszczu, lecz na ogół nie dostarcza on więcej niż 40-45% energii. Obserwuje się przy tym większą częstotliwość występowania otyłości, miażdżycy, cukrzycy i nowotworów.
ZATEM:
Teoretycznie, zdrowy organizm - z dobrze funkcjonującą regulacją hormonalną - ma zdolność adaptacji do diety wysokotłuszczowej. Dlatego z założenia dieta ta nie musi być szkodliwa, ale ze względu na bardzo duże ryzyko zaburzeń metabolicznych nie można uznać jej za bezpieczną dla wszystkich.
Bez badania długotrwałych efektów stosowania diety wysokotłuszczowej albo ciągłej obserwacji stanu zdrowia osób ją stosujących nie można tej diety polecać ludziom zdrowym, a tym bardziej chorym - z jakimikolwiek zaburzeniami przemiany materii.
W cukrzycy - przy zaburzonym bądź całkowitym braku regulacji hormonalnej ze strony insuliny niebezpieczeństwo wystąpienia zaburzeń metabolicznych bardzo się nasila. Tak więc dla diabetyków dieta wysokotłuszczowa może być szczególnie niebezpieczna z uwagi na:
- Miażdżycogenny charakter diety, który nie musi ale z dużym prawdopodobieństwem może się ujawnić. Zależy to od predyspozycji genetycznych. Skutkiem dużego spożycia tłuszczów nasyconych jest bowiem znaczny wzrost poziomu cholesterolu we krwi, zwłaszcza we frakcji LDL czyli tzw. złego cholesterolu. Wpływ ten jest znacznie większy niż wpływ cholesterolu zawartego w pożywieniu. Ponadto tłuszcze nasycone działają prozakrzepowo.
Dieta cud - czy taka w ogóle istnieje?
|
- Potencjalny rozwój oporności na insulinę, spowodowany wyższym poziomem wolnych kwasów tłuszczowych i glicerolu we krwi.
- Możliwość rozwoju kwasicy ketonowej (objawiającej się powstaniem acetonu) jako skutek nieprawidłowej przemiany tłuszczu przy braku odpowiedniej ilości glukozy. Może to nawet zagrażać życiu chorego, ponieważ w wyniku zmiany kwasowości i zaburzeń składu elektrolitowego i objętości krwi może dojść do niedokrwienia i niedotlenienia tkanek. O ile u ludzi zdrowych z prawidłową regulacją hormonalną kwasica ketonowa nie powinna się rozwinąć, to w cukrzycy typu 1 jest jednym z częstych, groźnych i nagłych powikłań.
- Stale obniżony poziom glukozy we krwi, który grozi głęboką hipoglikemią prowadzącą do niedożywienia mózgu. Mózg w ciągu doby zużywa ok. 120 g glukozy, ale może również wykorzystywać kwasy tłuszczowe a nawet preferencyjnie ciała ketonowe. Wymaga to jednak okresu adaptacji. W cukrzycy występują jednak gwałtowne spadki poziomu cukru, które przy takiej diecie i stosowaniu insuliny mogą znacznie szybciej prowadzić do rozwoju głębokiej hipoglikemii.
- Możliwość rozwoju otyłości, zwłaszcza przy niekonsekwentnym przestrzeganiu diety. Duże spożycie tłuszczu przy wysokim spożyciu węglowodanów zwiększa bowiem apetyt i najbardziej sprzyja odkładaniu tłuszczu, zwłaszcza przy ograniczonej aktywności fizycznej. U ludzi zdrowych dieta wysokotłuszczowa poprzez podwyższony poziom ciał ketonowych raczej hamuje łaknienie. Ponadto poprzez nasilenie procesów glukoneogenezy (produkcji własnej glukozy w wątrobie) oraz na skutek wydalania ketonów w moczu i wydychanym powietrzu powoduje, że spożyta energia jest znacznie gorzej wykorzystana.
Dzięki temu dieta wysokotłuszczowa może redukować masę ciała, ale w stopniu podobnym jak dieta wysokowęglowodanowa o takim samym poziomie energii.
- Możliwość stłuszczenia i nadmiernego obciążenia wątroby na skutek przemian dużej ilości tłuszczu i dużej produkcji żółci niezbędnej do jego trawienia.
- Długotrwałe obciążenie trzustki, która przy dużym spożyciu tłuszczu musi produkować dużo enzymów niezbędnych do jego trawienia.
- Znacznie obniżone spożycie błonnika pokarmowego, co może powodować zaparcia i prowadzić do rozwoju wielu chorób jelita grubego, - w tym również raka. Ponadto błonnik, zwłaszcza rozpuszczalny, obecny w warzywach i owocach, przeciwdziała miażdżycy.
- Niedobór składników mineralnych takich jak wapń i magnez oraz niekorzystny stosunek wapnia do fosforu zwiększa ryzyko osteoporozy. W cukrzycy, przy niewydolności nerek i zmniejszeniu produkcji aktywnej witaminy D, możliwość wystąpienia osteoporozy nasila się.
- Niedobór witamin przeciwutleniających - C i betakarotenu - zwiększa ryzyko miażdżycy.
- Niedobór witaminy B6 i kwasu foliowego sprzyja powstawaniu homocysteiny, której podwyższony poziom we krwi jest kolejnym czynnikiem rozwoju miażdżycy.
- Zbyt duże spożycie witaminy A prowadzi do jej magazynowania w wątrobie i może zaburzać jej pracę.
Dlatego też, najlepszym, opartym na podstawach naukowych i powszechnie zalecanym sposobem żywienia diabetyków jest dieta zbilansowana:
- ograniczeniem łatwoprzyswajalnych węglowodanów,
- bogata w węglowodany złożone i błonnik pokarmowy (produkty zbożowe z pełnego przemiału, warzywa i owoce),
- z ograniczeniem ilości tłuszczów i modyfikacją ich składu (ograniczeniem tłuszczów zwierzęcych),
- dostosowaną ilością i rodzajem węglowodanów oraz porą spożywania posiłków do farmakoterapii.
Taka dieta powinna pokryć zapotrzebowanie na energię i wszystkie składniki odżywcze, a jednocześnie wraz z odpowiednią aktywnością fizyczną, zapewnić właściwy poziom cukru i lipidów we krwi, zapobiegając powikłaniom cukrzycy.
Streszczenie wykładu - mgr Hanna Wysocka z Zakładu Dietetyki Wydziału Nauk o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Artykuł autoryzowany przez dr. Jacka Bujko.
Powrót
ZDROWE ŻYWIENIE - DIETETYKA
Bakalie - zdrowa przekąska
Kamila Karwowska
Bakalie pomagają zapobiegać nowotworom i zawałom, łagodzą dolegliwości żołądkowe. Zawierają błonnik, magnez, potas, witaminę E i kwas foliowy. Po bakalie mogą sięgać dzieci, nastolatki, kobiety w ciąży oraz osoby chcące zrzucić kilka kilogramów. Odchudzający się powinni jednak pamiętać, że codziennie wolno im zjeść porcję dostarczającą tylko 100 kcal.
ORZECHY
poprawiają pamięć i dbają o serce
10 dag: ok. 600 kcal
Są najbardziej wartościowe ze wszystkich bakalii. Zawierają l-argininę - substancję, z której powstaje tlenek azotu odpowiedzialny za rozszerzanie naczyń wieńcowych. Mają też dużo witaminy E utrudniającej złemu cholesterolowi zaleganie w ścianach naczyń. Orzechy zawierają spore ilości tłuszczów, ale są to tłuszcze obfitujące w nienasycone kwasy tłuszczowe o właściwościach przeciwzakrzepowych i obniżające poziom złego cholesterolu we krwi. Dlatego powinny o nich pamiętać zwłaszcza osoby zagrożone miażdżycą i chorobami serca.
Orzechy zawierają kwas foliowy ważny w diecie ciężarnych kobiet, bo potrzebny do prawidłowego rozwoju płodu. Kwas foliowy poprawia również pamięć, a także obniża poziom homocysteiny we krwi, ma więc właściwości przeciwmiażdżycowe.
Orzechy zawierają ponadto dużo potasu, żelazo, cynk, witaminy z grupy B, fosfor, miedź, a także poprawiający koncentrację magnez. Ze względu na dużą ilość białka oraz składników mineralnych bakalie te są bardzo ważnym elementem w diecie wegetarian. Poszczególne rodzaje orzechów w niewielkim stopniu różnią się składnikami - laskowe mają np. najwięcej witaminy E, a ziemne najwięcej kwasu foliowego. Troszkę inna jest też zawartość tłuszczów - najbardziej bogate w nie są orzechy laskowe, najmniej ziemne. Niektóre orzechy wyróżniają się specyficznymi właściwościami, np. migdały zobojętniają kwasy żołądkowe.
Bardzo dobrym sposobem radzenia sobie z napadami głodu jest długie żucie dwóch lub trzech migdałów. Z kolei orzeszki ziemne bardzo często powodują uczulenia. Nawet małe ilości tego produktu mogą wywoływać silne reakcje alergiczne.
FIGI
zapobiegają wrzodom żołądka
10 dag: 290 kcal
Mają najwięcej błonnika ze wszystkich bakalii, dlatego najskuteczniej likwidują zaparcia. Mają bardzo dużo cynku i przez to wspomagają funkcjonowanie układu hormonalnego. Są dość dobrym źródłem wapnia, żelaza i magnezu. Odtruwają i odkwaszają organizm.
Dzięki właściwościom antybakteryjnym pomagają w leczeniu wrzodów żołądka i zapobiegają powstawaniu kolejnych.
MORELE
dobre dla odchudzających się
10 dag: 284 kcal
Zawierają bardzo dużo żelaza, dlatego właśnie nie powinny rozstawać się z nimi kobiety, które obficie miesiączkują oraz osoby na diecie odchudzającej. Morele mają również w składzie sporo beta-karotenu, który pomaga zapobiegać powstawaniu nowotworów. Poza tym są dosyć dobrym źródłem potasu - pierwiastka odpowiedzialnego za regulowanie ciśnienia krwi i usuwanie nadmiaru wody z organizmu.
Uważać na te owoce powinni jednak alergicy. Przed samym suszeniem morele poddaje się działaniu dwutlenku siarki. Dzięki temu zachowują naturalny kolor. Ale konserwowane w taki sposób owoce mogą uczulać. Alergen można zneutralizować, przed zjedzeniem płucząc morele w wodzie.
RODZYNKI
chronią przed osteoporozą
10 dag: 277 kcal
To przekąska dla przekwitających pań. Podczas menopauzy spada produkcja estrogenów, co powoduje wypłukiwanie wapnia z kości i osteoporozę. Zawarte w rodzynkach wapń i bor spowalniają ten proces.
Poza tym rodzynki są dość dobrym źródłem błonnika, dlatego powinny się znaleźć w diecie cierpiących na zaparcia. Zawierają też magnez i witaminy z grupy B, pomagają więc w utrzymaniu koncentracji.
Ponadto w ich skład wchodzą witaminy C oraz E, a także potas, cynk i żelazo. Te składniki poprawiają pracę serca i wygląd skóry oraz podnoszą odporność.
DAKTYLE
łagodzą objawy menopauzy
10 dag: 277 kcal
Są bogate w potas, miedź, żelazo i magnez. W ich skład wchodzą również witaminy C oraz te z grupy B. Mają delikatne działanie przeczyszczające. Zawierają sporo boru, dzięki czemu łagodzą objawy menopauzy i zapobiegają osteoporozie.
BANANY
skuteczne w nadciśnieniu, wrzodach
10 dag: 360 kcal
Obniżają ciśnienie dzięki dużym ilościom potasu. Mają za to niewiele błonnika, więc nie pomogą osobom cierpiącym na zaparcia. Nie muszą się ich natomiast obawiać wrzodowcy, banany stymulują wytwarzanie śluzu w ścianach żołądka, a to z kolei przyspiesza gojenie się wrzodów.
Poza tym pomagają zwalczać bakterię Helicobacter pylori. Są doskonałą przekąską dla nerwusów, bo mają w składzie tryptofan - aminokwas, który po przekształceniu się w serotoninę działa uspokajająco.
ŚLIWKI
wspomagają trawienie
10 dag: 266 kcal
Znane są z właściwości przeczyszczających. Codzienne jadanie trzech śliwek lub picie szklanki kompotu z suszu zlikwiduje zaparcia. Śliwki mają również sporo beta-karotenu, a także witamin C i E, czyli substancji posiadających właściwości antynowotworowe. Ze względu na bogactwo żelaza, fosforu, wapnia, magnezu i witamin z grupy B polecane są osobom z niedokrwistością oraz wegeterianom.
UWAGA!
Figi, daktyle i rodzynki mogą powodować migrenę lub zaostrzać jej objawy. Zawierają białka mające w składzie tyraminę, która wywołuje bóle głowy.
W SKLEPIE I W DOMU
Właściwie nie ma większego znaczenia, czy kupujemy bakalie na wagę, czy w opakowaniach. Ważne, żeby nie było na nich śladu pleśni. Niektóre jej rodzaje mogą być szkodliwe, bo wytwarzają trujące mykotoksyny. Przed pleśnią trzeba też chronić bakalie w domu: przechowywać je w suchym miejscu z dostępem powietrza, najlepiej przesypane do papierowej torby.
źródło: "Zdrowie" 12/2005, Konsultacja: Magdalena Białkowska, lekarz dietetyk z Instytutu Żywności i Żywienia w Warszawie
Powrót
PRZYJAZNA TECHNIKA
Komputer - przyjaciel czy wróg?
Piotr Stanisław Król
To trochę prowokacyjne pytanie, zadane w tytule artykułu, zmusza do udzielenia odpowiedzi alternatywnej. Bez względu jednak, jaka odpowiedź by nie padła, to czy chcemy tego czy też nie, jesteśmy zdani na komputery w coraz większym stopniu. Stają się one tak powszechne, że właściwie przestajemy nawet się zastanawiać nad ich wpływem na nasze życie. Po prostu są i już.
W rzeczywistości nie ma tutaj jednoznacznej, alternatywnej odpowiedzi. Tak jak jest ze wszystkim, co stworzył homo sapiens - to on sam decyduje o roli, przeznaczeniu i wpływie swoich wynalazków na jego egzystencję.
W niniejszym artykule chciałbym poruszyć problem wpływu komputerów na nasze zdrowie fizyczne. Czy jest to wpływ przyjazny, czy też zagrażający naszemu zdrowiu? Jakie jest oddziaływanie monitora na nasz wzrok? Czy osoby mające z nim poważne problemy powinny się go wystrzegać?
Na początek chciałbym z naciskiem zaznaczyć, że szkodliwy wpływ pracy przed komputerem na wzrok jest bardzo często wyolbrzymiany. Mało kto wie, że pracując np. przez cały rok przed monitorem komputerowym, jesteśmy narażeni na taką dawkę promieniowania ultrafioletowego (UV), jaka dociera do nas w ciągu godziny przebywania na słońcu! Monitory emitują cztery rodzaje promieniowania, z tego trzy emitowane są przez tylną jego ścianę, a tylko wspomniane wyżej promieniowanie UV - przez przednią część. Dlatego też należy zwrócić szczególną uwagę na usytuowanie sprzętu komputerowego np. w pokojach biurowych, gdzie powinna być zachowana bezpieczna odległość pomiędzy stanowiskami pracy.
Często mitologizowane jest zagrożenie związane z emisją pola elektromagnetycznego. W rzeczywistości jest ono bardzo słabe. Należy tylko pamiętać, że największe jego natężenie notuje się przez pierwsze piętnaście minut pracy monitora. Wniosek nasuwa się sam - włączyć komputer i spokojnie wypić kawę.
Jeśli jest tak dobrze - słyszę już to pytanie - to dlaczego jest tak źle? Zaczerwienione, łzawiące oczy, pieczenie pod powiekami (skąd wziął się tam ten piasek?), migające, rozmyte obrazy, uczucie ucisku na gałki oczne. Znacie to uczucie? A do tego dochodzą inne dolegliwości somatyczne, jak np.: bóle nadgarstków, dokuczliwe napięcie mięśni pleców i barków, ucisk żołądka, drętwienie nóg itp. Zawinił komputer? Jeśli nawet, to w jednym procencie. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent winy leży niestety po naszej stronie.
Przyjrzyjmy się niektórym aspektom związanym z ergonomią pracy przy komputerze.
W JAKIM OTOCZENIU PRACUJEMY?
Jednym z najgroźniejszych skutków pracy komputera jest jonizacja powietrza. Pole elektromagnetyczne powoduje także polaryzację przestrzeni pomiędzy monitorem a użytkownikiem. W wyniku tego twarz człowieka przyciąga cząsteczki kurzu, podobnie jak monitor. Skutkuje to podrażnieniami oczu oraz reakcjami alergicznymi. Dochodzi do tego często dym papierosowy oraz zła cyrkulacja powietrza w pomieszczeniu, w którym przebywamy.
Bardzo często w takich warunkach nasze oczy stają się zbyt suche (stąd uczucie pieczenia i "piasku" pod powiekami). Przyczyną jest zmniejszenie naturalnego wydzielania się łez z gruczołów łzowych. Dłuższe przebywanie w takich warunkach powoduje też zmęczenie i osłabienie koncentracji, a co za tym idzie - zmniejsza się nasza wydajność pracy, czy też nauki przy komputerze.
Mówiąc więc o ergonomii pracy przy komputerze należy przede wszystkim zwrócić uwagę na jego otoczenie, czystość i odpowiedni poziom wilgotności powietrza, a także temperaturę.
A palaczy po prostu wystawiać za drzwi. Nie zapominajmy o dobroczynnym, oczyszczającym wpływie zieleni. Pospolita paprotka to nie tylko ozdoba. To wyśmienity filtr powietrza.
JAK SIEDZIMY?
Różnie. Najczęściej siedzimy źle. Ze wszystkich pozycji - to właśnie siedząca jest najbardziej niezdrowa. Ale jest to nie tylko nasza ulubiona pozycja spoczynkowa, ale i także - z konieczności - pozycja, w jakiej pracujemy przez wiele godzin przy komputerze. No bo jak niby robić to na stojaka?
Zapatrzeni w ekran monitora często całkowicie zapominamy o naszym układzie ruchowym, który niby w sztywnych kleszczach, jest unieruchomiony na amen. Przez wiele godzin z pochyloną głową, zgarbionymi plecami, z nienaturalnie uniesionymi dłońmi nad klawiaturą. Skutek? Napięcie i skurcze mięśni pleców i barku, bóle nadgarstków, które z czasem prowadzą do zmian zwyrodnieniowych układu kostnego i nieznośnego, chronicznego bólu.
A nasz wzrok? Wpatrzony w jeden punkt, unieruchomione mięśnie oczne, zbyt rzadkie mruganie w celu zwilżenia powierzchni gałek ocznych (czasami nie ma też i czym w suchym, jak pieprz powietrzu, o czym wspominałem już wcześniej). Pamiętajmy też o tym, że siedząc w pozycji naszego ulubionego "przykurczu", mimowolnie uciskamy na przeponę. Powoduje to także nieprawidłowe oddychanie, a co za tym też idzie, słabe dotlenienie całego organizmu, w tym i naszych drogocennych oczu. Czy za wspomniane dolegliwości można winić komputer? Nic bardziej błędnego.
Aby dobrze siedzieć musimy zaopatrzyć się w prawidłowe krzesło lub fotelik, optymalnie podpierający kręgosłup, z regulacją wysokości i nie utrudniający ruchu rąk. W zasadzie niemal każdy użytkownik wyposażony jest w tego typu siedzisko. Całkiem już inaczej wygląda sposób korzystania z niego. Czasami obserwując swoich bliźnich, jakie pozycje przyjmują przed swoim komputerem, dochodzę do wniosku, że brakuje tu tylko stójki na głowie! Ostatnio widziałem komputerowca przekrzywionego w bok w niedbałej pozie i bujającego się na fotelu... z brakującym jednym kółkiem. Zastanawiałem się, co dłużej wytrzyma: nadwerężony fotel, czy zakrzywiony niczym łuk - kręgosłup?
A więc przede wszystkim musimy tak wyregulować nasz fotel, aby obie stopy opierały się swobodnie na podłodze, a dolna część kręgosłupa była lekko wygięta do przodu (służy do tego odpowiednio wyprofilowana podpórka). Żelazna zasada brzmi: górna krawędź monitora powinna znajdować się na wysokości oczu, ewentualnie nieznacznie niżej. Nigdy nie powinniśmy pracować patrząc przez wiele godzin w ekran do góry. Ból kręgów szyjnych murowany! Odległość pomiędzy oczami a monitorem powinna wynosić, co najmniej 50 cm. Jeśli mamy kłopoty z odczytaniem informacji na ekranie, to lepiej odpowiednio je powiększyć niż przybliżać do niego głowę.
Dopasowanie wysokości fotela oraz ustawienie monitora na wprost naszych oczu, pozwoli na pracę w odpowiedniej, ergonomicznej pozycji. Ważne jest, aby nasza sylwetka była wyprostowana, bez wykrzywiania kręgosłupa na boki.
JAKIE OŚWIETLENIE?
Kilka słów o oświetleniu stanowiska komputerowego. Należy unikać wszelkich kontrastów, zarówno zbyt słabego, jak i zbyt mocnego oświetlenia. Musi być ono zrównoważone. Należy tak ustawić położenie monitora i naszego stanowiska pracy, aby unikać refleksów odblaskowych od ekranu. Zamiast oświetlenia neonowego lepiej używać tradycyjnych żarówek, które emitują bardziej naturalne światło. Miejsce pracy tak dostosować, aby optymalnie wykorzystywać światło dzienne.
GIMNASTYKA OCZU I NIE TYLKO
Podczas pracy z komputerem siłą rzeczy, najbardziej narażone są nasze oczy. Wielogodzinna praca, czy też nauka z wbitym nieruchomo wzrokiem w jeden, blisko oddalony punkt, jest czymś całkowicie nienaturalnym w dotychczasowym procesie ewolucyjnym naszego gatunku. Przez wiele tysięcy lat człowiek patrzył przede wszystkim w dal. Jego naturalnym polem widzenia była przestrzeń: doliny, łąki, góry, morskie horyzonty itp. Na linii czasowej rozwoju naszego gatunku, zaledwie ułamek procenta stanowi okres "zapatrzenia" w świecący ekran monitora. Nasze oczy buntują się. I mają rację. Trzeba im pomóc. Dotyczy to wszystkich bez wyjątku, a osób z wadami wzroku - w szczególności.
Pierwszą podstawową zasadą, której powinniśmy przestrzegać, to robienie cyklicznych przerw na relaksację naszego wzroku. Po godzinie pracy należy zrobić kilku, lub nawet kilkunastominutową pauzę. Ten czas możemy w części poświęcić na odpoczynek i gimnastykę oczu. Nie kosztuje to wiele wysiłku, a dobroczynny efekt jest nie do przecenienia.
PALMING - CZYLI "OPTYCZNA GŁODÓWKA"
Ćwiczenie relaksacyjne o nazwie palming (od ang. palm - dłoń) określane jest też często jako "optyczna głodówka". Po dłuższym wysiłku podczas pracy z komputerem, nasze oczy potrzebują odpoczynku. Osoby słabo widzące, siłą rzeczy, w znacznie większym stopniu nadwerężają swój wzrok wpatrując się w ekran monitora. Należy od czasu do czasu odpocząć i "odłączyć" się od wizualnych bodźców. Doskonale nadaje się do tego bardzo proste ćwiczenie - palming.
"Optyczną głodówkę" można prowadzić na stojąco lub siedząc. Stojąc należy przycisnąć ręce do piersi, a siedząc oprzeć wygodnie łokcie na stole. Rozluźnić się, kilka razy wykonać głębszy, powolny wdech i wydech. Techniki Dalekiego Wschodu zalecają wciąganie powietrza do płuc nosem, a wydychanie powolne, ustami.
Dotlenieni i rozluźnieni pochylamy nieco głowę do przodu, zamykamy oczy i przykrywamy je lekko uwypuklonymi dłońmi. Bardzo ważne jest, aby nie naciskać na gałki oczne oraz nie zatykać nosa. Podczas ćwiczenia oddech musi być swobodny I nieskrępowany.
Wyłączamy się nie tylko od bodźców wzrokowych, ale również staramy się, aby nasze myśli "przepływały" swobodnie i nie absorbowały nas. To musi być pełny relaks.
Po upływie około trzech minut wykonujemy głęboki wdech i wydech i powoli zdejmujemy dłonie z twarzy, kilka razy mrugając oczami.
Opisując to bardzo proste, ale jednocześnie efektywne ćwiczenie relaksacyjne, kilka razy wspomniałem o oddechu. Nie bez przyczyny. Wszystkie ćwiczenia relaksujące nasz organizm mają jedną zasadniczą podstawę - dotlenienie naszego organizmu, w tym i naszych drogocennych oczu.
SZEROKIE HORYZONTY
Jak już wspomniałem na wstępie, człowiek od wieków przyzwyczajony był do patrzenia w dal. Gwałtowny rozwój cywilizacyjny przykuł go wręcz do wszelkiego rodzaju wyświetlaczy, jak: monitory, ekrany telewizyjne, a ostatnio i telefony komórkowe, które powoli same stają się małymi komputerami i uniwersalnymi przekaźnikami informacji. Nasz wzrok staje się "więźniem" małych przestrzeni. Dlatego też powinniśmy od czasu do czasu "uwolnić" go i spojrzeć po prostu w... dal.
Proponuję, aby opisane już ćwiczenie palmingu, połączyć z dodatkową, kolejną czynnością relaksacyjną. Podejdźmy do okna, i skierujmy nasz wzrok w jak najdalszy punkt na horyzoncie. Swobodnie, głęboko oddychając obserwujmy i delektujmy się przez minutę lub dwie rozległą przestrzenią. Przenośmy nasz wzrok na kolejne punkty. Nie musimy koniecznie ich rozpoznawać. W żadnym wypadku nie wytężajmy oczu, ale pozwólmy im swobodnie przenosić się po rozległym pejzażu.
AKUPRESURA
Znany i praktykowany od wieków chiński masaż jest skuteczną metodą wspomagającą także i wzrok. Wokół oczu znajdują się bowiem ważne punkty witalne, które mogą być wykorzystywane w skuteczny sposób w takim masażu. Ćwiczenia są bardzo proste.
Na początek należy zamknąć oczy, a następnie kciukiem i palcem wskazującym (układ palców podobny do szczypania) objąć górną część nosa (jego nasadę). Następnie należy silniej zacisnąć palce i tak przytrzymać przez około 5 sekund. Zwolnić ucisk i powtórzyć go jeszcze dwukrotnie. Wiele osób robi tego typu czynność intuicyjnie, gdy odczuwa zmęczenie oczu. Jest to naturalne, tak jak zgodna z naturą i naturalna jest chińska akupresura.
Po wykonaniu tego prostego masażu przechodzimy do następnego. Na początek wyobraźmy sobie cztery punkty równomiernie ułożone na każdym z naszych łuków brwiowych.oraz centralnie umiejscowione punkty na skroniach. To będą miejsca wykonywania kolejnego masażu.
Na początek kładziemy płasko oba końce kciuków (opuszkami do góry) po lewej i po prawej stronie nasady nosa i uciskamy około 2 sekundy. Zwalniamy ucisk i przesuwamy kciuki kawałek dalej, na kolejny punkt na skórze pod łukami brwiowymi (mniej więcej 1/3 długości łuku) i ponownie uciskamy przez 2 sekundy. Powtarzamy uciskanie w kolejnych punktach (w sumie będą to cztery). Po dotarciu do końca łuków brwiowych, kładziemy czubki palców wskazujących na zagłębieniu skroni (kciuki spoczywają w tym czasie lekko oparte na policzkach). Wzmacniamy lekko nacisk na około 2 sekundy, a następnie masujemy okrężnymi ruchami jednocześnie oba punkty na skroniach przez około 4 sekundy. Całe opisane wyżej ćwiczenie należy powtórzyć trzykrotnie.
Ten w sumie prosty zabieg ma niezwykle dobroczynny wpływ na ważne punkty witalne, pobudzające pracę naszych oczu. Powoduje lepsze ukrwienie oraz relaksację tej części naszego organizmu. Jak ważnego, nie muszę tutaj udowadniać.
JOGA I GEOMETRIA NA ŚCIANIE
Oczy unieruchomione przed monitorem potrzebują nie tylko wypoczynku (palming), przestrzeni (patrzenie w dal, akomodacja) czy pobudzania punktów witalnych (akupresura), ale też ćwiczeń wzmacniających i rozluźniających zewnętrzne mięśnie oczu (należą do nich: mięśnie proste, mięsień skośny dolny oraz skośny górny). W indyjskiej jodze, oprócz asanów (przyjmowanie określonych postaw ciała), stosuje się także połączenie ćwiczeń oddechu oraz oczu, przyczyniających się do uelastycznienia mięśni oczu, co pozytywnie wpływa na zdolność widzenia do późnego wieku. Warto skorzystać z tych naturalnych, starohinduskich ćwiczeń.
Zasada podstawowa - poruszają się tylko oczy, cała reszta włącznie z głową pozostają nieruchome. Bardzo istotne jest tutaj połączenie ćwiczeń z prawidłowym oddechem.
Wykonujemy wdech patrząc przy tym wysoko w górę. Przy wydechu kierujemy wzrok w dół, jak najniżej. Powtarzamy ćwiczenie trzykrotnie, pamiętając o mruganiu w międzyczasie oczami. Ćwiczenia wykonujemy spokojnie, miarowo.
Następnie przechodzimy do poziomego przenoszenia wzroku: przy wdechu kierujemy oczy jak najdalej w lewo, przy wydechu w prawo. Tak jak we wcześniejszym ćwiczeniu, powtarzamy całość trzykrotnie.
Kolej na ruchy okrężne gałek ocznych - wdychając powietrze przenosimy wzrok zgodnie z ruchem wskazówek zegara od lewego dołu do góry, a następnie, przy wydechu, z górnego środka obwodu okręgu do prawego dołu. Powtarzamy ćwiczenie trzykrotnie, wciąż pamiętając o mruganiu oczami po zakreśleniu każdego z okręgów. Następnie wykonujemy ćwiczenie w kierunku odwrotnym.
Ćwiczenie, choć proste, może na początku powodować pewne trudności (zmęczenie, a nawet nieznaczny ból). Spowodowane jest to "zesztywnieniem" mięśni ocznych, pozbawionych naturalnego ruchu (ma to z pewnością miejsce przy wielogodzinnej pracy przy komputerze). Można wtedy odpocząć stosując już opisywany palming (koniecznie należy pamiętać o prawidłowym oddechu!).
Tyle hinduska joga. A geometria na ścianie? W przerwach w pracy można stosować także bardzo proste, ale relaksujące ćwiczenie, wykreślając na przeciwległej ścianie w naszym pokoju (lub gabiniecie, szanowny dyrektorze lub prezesie...) poziome szlaczki oraz ósemki. Pamiętamy oczywiście o regularnym oddechu, zmianie kierunku kreślenia oraz mruganiu oczami.
STRECHING CZYLI ROZCIĄGANIE
Podczas pracy przy komputerze nieruchomieją nie tylko oczy, ale często całe ciało zastyga na długi czas, niczym słup soli. Nie miejsce tutaj, aby rozpisywać się o negatywnych skutkach napięć mięśniowych na cały organizm. W tym miejscu chciałbym polecić bardzo proste ćwiczenia strechingu, bez ruszania się z fotela, co niektórzy uznają zapewne za znakomity pomysł.
Podstawowymi zasadami strechingu są: tzw. cykl 10. sekundowy podczas napinania poszczególnych partii mięśni, powtarzalność ćwiczeń oraz regularny oddech. Streching to rodzaj treningu, który powoduje wydłużenie mięśni i ich uelastycznienie, co zapobiega kontuzjom i znakomicie działa na samopoczucie.
W przerwie w pracy z komputerem polecam wszystkim następujące ćwiczenia. Usiąść prosto, nogi oparte swobodnie na podłodze, wziąć kilka głębszych oddechów. Chwycić się obydwiema rękami za spód siedzenie fotela, a następnie napinając mięśnie, podciągać je do góry przez dziesięć sekund. Rozluźnić mięśnie, kilka głębszych oddechów i ponowić ćwiczenie.
Następnie wyciągnąć przed siebie lewą rękę wierzchem dłoni do góry, prawą ręką chwycić za palce i starać się przeciągnąć rękę do dołu (oczywiście lewa ręka pozostaje nieruchoma, "stawiając opór"). Napinamy mięśnie przez dziesięć sekund. Po kilku oddechach powtarzamy ćwiczenie, a następnie zmieniamy ręce.
Ćwiczenie rozluźniające mięśnie szyi i karku, co ma niebagatelne znaczenie przy pracy z komputerem. Prawą ręką obejmujemy od góry głowę (palce dotykają lewego ucha) i napinając mięśnie szyi, staramy się przeciągną głowę w lewo. Głowa "stawia opór" przez dziesięć sekund. Kilka głębokich oddechów i ponawiamy ćwiczenie. Następnie zmieniamy rękę i przeprowadzamy ćwiczenie w odwrotnym kierunku.
Po zakończeniu ćwiczenia możemy kilka razy pokręcić głową w obydwu kierunkach rozluźniając mięsnie karku i szyi.
Streching to szereg bardzo różnych i złożonych ćwiczeń. Zaprezentowałem tutaj tylko te najbardziej przydatne, najmniej kłopotliwe w codziennej pracy przy komputerze.
Kończąc artykuł ponowię tytułowe pytanie: "komputer - przyjaciel czy wróg?". A może po prostu stary, wierny kumpel, od którego nie uciekniemy i nie spławimy z domu, ani z biura. A z takim wiadomo - trzeba żyć w zgodzie. Nawet jeśli jest cyfrowy.
Powrót
Na skróty
Koty dla alergików
Alergia na białko Fel d I (Felis domesticus allergen I), wydzielane przez gruczoły ślinowe oraz łojowe kotów, to obecnie dość powszechna przypadłość.
Osoby uczulone powinny unikać wszelkich kontaktów z tymi zwierzętami. Najbardziej alergizujące są samce, które posiadają więcej gruczołów łojowych.
Jednak być może juz niedługo ruszy "produkcja" genetycznie zmodyfikowanych kotów, bezpiecznych dla osób z alergią. Uczeni pracujący w firmie Allerca, zapowiadają pojawienie się pierwszych modyfikowanych zwierzaków w 2007 roku. Koty mają kosztować około 3500$ i będą sterylizowane przed sprzedażą, aby nie dopuścić do skrzyżowania ich z normalnymi osobnikami.
Myszy, gdyby mogły wypowiedzieć swoje najskrytsze marzenie, zapewne też chciałyby genetycznej modyfikacji... kotów. I bynajmniej nie chodziłoby tutaj o białko Fel d I...
źródło: www.retina-forum.pl/ciekawe
Świat bez mężczyzn?
Profesor Jenny Graves z Australian National University twierdzi, że za 10 milionów lat na Ziemi nie będzie już mężczyzn.
Australijska badaczka ogłosiła podczas konferencji na temat chromosomów w Londynie, że z czasem ludzie zaczną ewoluować w dwa zupełnie odrębne gatunki, a męski chromosom Y stopniowo utraci wszystkie 45 genów, w tym także gen SRY odpowiedzialny za wytwarzanie hormonów męskich.
Chromosom Y powstał około 300 milionów lat temu z kompletem 1438 genów i do dziś zdążył utracić aż 1393.
Badania profesor Graves na szczurach pozbawionych genu SRY wykazały, że rolę gospodarza genu determinującego płeć zwierzęcia przejął w ich przypadku inny chromosom. Zdaniem profesor Graves, jeżeli taki sam proces będzie postępował u ludzi, mogą powstać dwa zupełnie odrębne systemy determinacji płci i co za tym idzie, dwa zupełnie różne gatunki ludzkie.
No cóż, świat bez mężczyzn może i byłby spokojnieszy, ale chyba straszliwie nudny... Kto będzie adorował płeć piekną?
źródło: www.retina-forum.pl/ciekawe
Powrót
Po babci...
W przedziale - młoda dziewczyna i facet. Rozmawiają, flirtują. On mówi z nieskrywanym podziwem:
- Ale ma pani śliczne zęby.
- To po mojej babci - odpowiada zadowolona z komplementu dziewczyna.
- Coś takiego! I pasowały?!
Marzenie Jasia
Jaś po szkole udaje się do Instytutu Genetyki. Tam zadaje pytanie jednemu z naukowców:
- Czy to prawda, że potraficie już klonować ludzi?
- No tak, jest to możliwe... - pada odpowiedź.
- A czy moglibyście mnie sklonować?
- A czy mogę wiedzieć, jaki jest powód twojej decyzji chłopcze - pyta zdziwiony naukowiec.
- Bo widzi pan... moja matematyczka powiedziała dzisiaj w szkole, że drugiego takiego jak ja, to ona już by nie przeżyła...
Powrót
Deklaracja członkowska PSRP
(w formacie PDF - wymagana przeglądarka ACROBAT READER)
Na początek strony
Polskie Stowarzyszenie Retinitis Pigmentosa
00-950 WARSZAWA 1, skr. poczt. 971
PeKaO S.A. XV o/W-wa 51124028871111000033889191
Redakcja Biuletynu RETINA:
Redaktor naczelny. - Piotr Stanisław Król, tel. 0 504 784 316
Zesp. red.: Michał Dębiec, Małgorzata Pacholec, Jacek Zadrożny, Paweł Zadrożny
Adres redakcji Biuletynu "RETINA": ul. Kacpury 67, 04-480 Warszawa
Przygot. wersji elektronicznej biuletynu RETINA - Piotr Stanisław Król